Na sali zaległa nagła cisza, w której rozlegał się tylko głos naszego
przedstawiciela, motywującego szerzej swoje żądanie. Wiadomość zrobiła na
wszystkich piorunujące wrażenie. Nawet pepeerowcy milczeli, niepewni, jak
się zachować. Wszystkie oczy zawisły na ustach przewodniczącego Bieruta,
który słuchał przemówienia z oznakami widocznego zniecierpliwienia. Gdy nasz
mówca skończył wśród głuchej ciszy, Bierut pośpiesznie zajął jego miejsce na
mównicy, przy mikrofonie. Ogarnął salę gniewnym wzrokiem i oświadczył
głosem, który brzmiał jak rozkaz:
- Za kilka minut mamy zakończyć sesję. Gdybym zarządził dyskusję nad
wnioskiem PSL, musiałbym ją przedłużyć do jutra, co nie leży w planach Rady.
Toteż sądzę, że najlepszym jego załatwieniem będzie przekazanie interpelacji
PSL do zbadania i wyjaśnienia ministrowi bezpieczeństwa, który w tej sprawie
złoży Radzie w swoim czasie odpowiednie sprawozdanie.
Najpierw zaczął bić brawa PPR, po czym rozszerzyły się na całą salę, z
wyjątkiem ław PSL, gdzie widać było podniesione postacie, machanie
protestacyjne rąk i słychać okrzyki: "Hańba, mordercy!...
W jakiś czas potem mieliśmy już wiadomość, że zwłoki zostały wykopane w nocy
i po kryjomu pogrzebane w pobliskim lesie. Gdy i tam je ludność wypatrzyła,
odgrzebano je ponownie i wywieziono w nieznanym kierunku. Już nikt więcej na
ich ślad nie natrafił.
Druga interpelacja PSL dotyczyła spalenia przez bezpiekę 2 maja 1946 osady
Wąwolnica, w powiecie puławskim. Już od dawna w sferach bezpieczeństwa osadę
tę uważano za główny ośrodek podziemia na okolicznym terenie. Aresztowano
spośród jej mieszkańców wiele osób, ale to się bynajmniej nie przyczyniło do
zmniejszenia działalności tamtejszego podziemia. Wówczas zdecydowano się
uciec do radykalnych środków, by wytępić do gruntu to "gniazdo os". Wybrano
w tym celu... spalenie całego miasteczka.
2 maja oddziały bezpieki wkroczyły do Wąwołnicy i zaczęły palić dom po domu,
wśród krzyku uciekającej z płonących mieszkań ludności, ryku palonego bydła,
płaczu kobiet i dzieci. Spalono ponad trzysta gospodarstw. Pogorzelcy z
Wąwolnicy bez trudu rozpoznali wśród podpalaczy ubeków z Puław i okolicy,
którzy zresztą nie starali się wcale kryć i rzecz cała rozniosła się szeroko
po Lubelszczyźnie, a od naocznych świadków, członków PSL, dotarła do naszej
centrali w Warszawie.
Dziś właśnie, na sesji KRN, odpowiadał na obie interpelacje dyrektor
departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Chmielewski. Oświadczył krótko i
węzłowato, że w ogrodzie willi w Kępnie znaleziono 6 kwietnia br. zwłoki
aresztanta Stefana Drogi, który został przypadkowo zabity, gdy w nocy z 22
na 23 listopada 1945 "banda" NSZ w liczbie 150 ludzi napadła na Urząd
Bezpieczeństwa w Kępnie, zabijając pięciu funkcjonariuszy UB i dwoje dzieci.
Co zaś się tyczy spalenia Wąwolnicy, to zrobiła to "banda" "Orlika" z WiN,
podczas walki z wojskiem i milicją. Budynków nie można było uratować, bo w
środku wybuchała amunicja.
Wszystko wytłumaczył jaśniej od słońca. Nawet zabójcy Ścibiorka zostali
wykryci! Sam minister Radkiewicz poinformował 23 bm. Radę z mównicy w
"Romie", że zabili go: Wiesław Płoński i Bolesław Panek, obaj z WiN. Ale gdy
Bańczyk z PSL zajął po nim miejsce na trybunie i stwierdził, że rzecz się
miała zupełnie inaczej, Radkiewicz nie zdobył się już na żadną reakcję.
Wprost kapitalny jest ten pomysł bezpieki włączenia dzieci do afery w
Kępnie. Co za potwory ci partyzanci! Nie dość, że mordują "stróżów porządku
i prawa", ale nawet niewinnych dzieci nie oszczędzają. Prawdziwe Herody z
brodą!
W wyjaśnieniu co do Wąwolnicy popełniono dwa błędy: pierwszy, to wzmianka o
amunicji, wybuchającej w płonących budynkach. W ten sposób dano do
zrozumienia, że Wąwolnica też miała coś na sumieniu i właściwie poniosła
zasłużoną karę, jeśli z powodu nielegalnie przechowywanej, a wybuchającej w
czasie pożaru amunicji nie można było ratować budynków. Czy nie lepiej było
obciążyć winą tylko partyzantów?
Drugi, to podkreślenie, że ludzie "Orlika" byli umundurowani, przez co mogli
być wzięci za wojsko lub bezpiekę. Jest w tym pewne usprawiedliwienie
oskarżeń, podniesionych przez ludność przeciw bezpiece, że to ona paliła. Po
co?
Nie wytłumaczono tylko jednego, a mianowicie, w jakim celu "banda" "Orlika"
miałaby palić Wąwolnicę?
Zresztą nie tylko pali się Wąwolnicę i morduje ludzi w Kępnie. Lista naszych
zabitych wykazuje dalsze straty. Zginął Jan Henryk Pecio, porucznik BCh,
wiceprezes PSL na powiat Puławy, zamordowany 1 września br., gdy szedł
wieczorem na przedstawienie. 2 sierpnia zamordowano w miechowskim majora
BCh, Apolinarego Józefowicza, i członka zarządu powiatowego PSL, inż.
Stefana Miłkowskiego, zaś 20 lipca we wsi Jaroszyn, powiat Kozienice,
działacza PSL Władysława Wnuka. Żałobna lista rośnie dalej i nie widać jej
rychłego końca.
Stefan Korboński
26 września 1946
Artykuł ukazał się w Biuletynie Informacyjnym Armii Krajowej ( luty 2004
rok). Publikacja dzięki uprzejmości Redakcji BI AK.