Jeden dzien z zycia Krzysztofa Ibisza
6:00 Krzysztof spi. Troche mu goraco w garniturze,
ale przeciez nie bedzie spal w pizamie. W kazdym razie nie on,
dzentelmen. Ma zly sen. Sni mu sie ze nie wszyscy go
poznaja na ulicy. Na szczescie okazuje sie ze to jakas
wycieczka Egipcjan. Na wszelki wypadek daje im swoje
zdjecia z autografem. Na drugi raz juz go poznaja
7:00 Krzysztof biegnie na silownie. Bedzie dzis cwiczyl uda
i powtarzal "dobry wieczor panstwu" na rozne sposoby
9:00 Czas na angielskie sniadanie.
Sok, platki na mleku, jajka na bekonie, plama na obrusie
10:00 Krzysztof jedzie do telewizji. Po drodze wszyscy prosza go o
autograf. Jeden nie prosi. Krzysztof wrecza mu na sile.
10:30 W studio juz czekaja. Krzysztof chce zeby sprawdzono czy wszyscy
telewidzowie wlaczyli telewizory. Nie chcialby zeby ktos stracil z
tego, co on bedzie mowil.
11:00 Wreszcie jest na wizji. Bedzie dzis wystepowal do 23:00.
Szkoda ze w miedzyczasie beda jeszcze cos nadawac.
Sprobuje pogadac z prezesem zeby w ogole zrezygnowal z programow
15:00 Mala przerwa. Krzysztof je obiad w bufecie.
Jest niespokojny. Prosi kogos zeby sie dowiedzial czy nie ma protestow
ze go nie ma na wizji
15:15 Krzysztof wraca przed kamery. Jest skruszony. Wie ze 15 minut bez
niego to cala wiecznosc. Jak by to telewidzom wynagrodzic? Juz wie.
Nastepnym razem bedzie jadl obiad na wizji
19:00 Znow mala przerwa. Krzysztof musi pojsc do toalety. Jak to
wynagrodzic telewidzom? Przeciez nie bedzie....
23:00 Dyzur w telewizji minal. Powrot do domu. Nikogo nie ma na ulicy,
wiec Krzysztof sklada autografy na chodnikach i murach.
Jutro pogada z prezesem zeby kamery zainstalowac rowniez
w jego mieszkaniu. Przeciez spi tez pieknie
Akurat Kaczyński jest wzrostem równy mniej więcej Putinowi/Bushowi/Mubarakowi.
To zdjecie to słaby fotomontaż przyjaciela McDonalda Tuska.
Tx:
Odnoszacy sukcesy biznesmen przylecial na weekend do Las Vegas na maly
hazardzik. Niestety przegral wszystko - zostalo mu tylko cwierc dolara i bilet
powrotny na samolot. Gdyby tylko udalo mu sie dostac na lotnisko mialby
zapewniony powrot do domu. Poszedl wiec przed kasyno gdzie czekala taksowka.
Wsiadl do niej i wyjasnil swoja sytuacje taksowkarzowi. Obiecal, ze odesle
kierowcy pieniadze z domu. Zaproponowal, ze da mu numery karty kredytowej,
numer jego prawa jazdy, jego adres itd. Taksowkarz odpowiedzial:
- Jesli nie masz pietnastu dolcow to wynos sie z mojej taksowki! Biznesmen
musial skorzystac z autostopu i ledwo udal mu sie dotrzec na lotnisko przed
odlotem samolotu. Gdy minal rok powrocil do Las Vegas i tym razem wygral
fortune. Zadowolony z wygranej wyszedl przed kasyno, zeby wziac taksowke na
lotnisko. Na koncu dlugiej kolejki taksowek zobaczyl goscia, ktory odmowil mu
podwiezienia gdy opuscilo go szczescie rok temu. Biznesmen zastanowil sie
przez chwile i obmyslil plan ukarania taksowkarza za jego brak wyrozumialosci.
Wsiadl do pierwszej w kolejce taksowki i zapytal:
- Ile kosztuje podwiezienie na lotnisko?
- Pietnascie dolcow" uslyszal w odpowiedzi.
- A ile by kosztowalo gdybym po drodze Cie przelecial?
- Co ?! Spadaj z mojej taksowki ty pedale jeden! Biznesmen obszedl wszystkie
taksowki zadajac te same pytania innym taksowkarzom z takim samym skutkiem.
Gdy doszedl do stojacej na koncu kolejki taksowki znajomego sprzed roku,
wsiadl i zapytal:
- Ile kosztuje podwiezienie na lotnisko?
- Pietnascie dolcow.
- OK - odpowiedzial biznesmen i ruszyli. Gdy przejezdzali powoli wzdluz
dlugiej kolejki taksowek biznesmen SZEROKO USMIECHAL sie do kierowcow...
Odnoszacy sukcesy biznesmen przylecial na weekend do Las Vegas na maly
hazardzik.
Niestety przegral wszystko - zostalo mu tylko cwierc dolara i bilet powrotny
na samolot.
Gdyby tylko udalo mu sie dostac na lotnisko mialby zapewniony powrot do
domu.
Poszedl wiec przed kasyno gdzie czekala taksowka.
Wsiadl do niej i wyjasnil swoja sytuacje taksowkarzowi.
Obiecal, ze odesle kierowcy pieniadze z domu.
Zaproponowal, ze da mu numery karty kredytowej, numer jego prawa jazdy,
jego adres itd. Taksowkarz odpowiedzial: "jesli nie masz pietnastu dolcow to
wynos sie z mojej taksowki !"
Biznesmen musial skorzystac z autostopu i ledwo udal mu sie dotrzec na
lotnisko przed odlotem samolotu.
Gdy minal rok powrocil do Las Vegas i tym razem wygral fortune.
Zadowolony z wygranej wyszedl przed kasyno, zeby wziac taksowke na lotnisko.
Na koncu dlugiej kolejki taksowek zobaczyl goscia, ktory odmowil mu
podwiezienia gdy opuscilo go szczescie rok temu.
Biznesmen zastanowil sie przez chwile i obmyslil plan ukarania taksowkarza
za jego brak wyrozumialosci.
Wsiadl do pierwszej w kolejce taksowki i zapytal:
"Ile kosztuje podwiezienie na lotnisko ?"
"Pietnascie dolcow" uslyszal w odpowiedzi.
"A ile by kosztowalo gdybym po drodze Cie przelecial?"
"Co ?! Spadaj z mojej taksowki ty pedale jeden !"
Biznesmen obszedl wszystkie taksowki zadajac te same pytania innym
taksowkarzom z takim samym skutkiem.
Gdy doszedl do - stojacej na koncu kolejki - taksowki znajomego sprzed roku,
wsiadl i zapytal: "Ile kosztuje podwiezienie na lotnisko?"
- "Pietnascie dolcow"
- "OK" odpowiedzial biznesmen i ruszyli.
Gdy przejezdzali powoli wzdluz dlugiej kolejki taksowek biznesmen SZEROKO
USMIECHAL sie do kierowcow........]]
Hicnar
dziesieciu Murzynow przechodzi przez rzeka, co maja
uczynic aby se fujary nie zamoczyc?
odpowiedz bardzo prosta...jeden
drugiemu wklada palanta do d@py!!!
Murzynów, waść powiadasz...? A tak, oni tak idą, bo od słoni
układ "trąba--ogon" naśladują... :)
tax [był do bólu]:
Odnoszacy sukcesy biznesmen przylecial na weekend do Las
Vegas na maly
hazardzik. Niestety przegral wszystko - zostalo mu tylko
cwierc dolara i
bilet powrotny na samolot. Gdyby tylko udalo mu sie dostac
na lotnisko
mialby zapewniony powrót do domu. Poszedl wiec przed kasyno
gdzie czekala
taksówka. Wsiadl do niej i wyjasnil swoja sytuacje
taksówkarzowi. Obiecal,
ze odesle kierowcy pieniadze z domu. Zaproponowal, ze da mu
numery karty
kredytowej, numer jego prawa jazdy, jego adres itd.
Taksówkarz odpowiedzial: "jesli nie masz pietnastu dolców to
wynos sie z
mojej taksówki !"
Biznesmen musial skorzystac z autostopu i ledwo udal mu sie
dotrzec na
lotnisko przed odlotem samolotu. Gdy minal rok powrócil do
Las Vegas i tym
razem wygral fortune. Zadowolony z wygranej wyszedl przed
kasyno, zeby wziac
taksówke na lotnisko. Na koncu dlugiej kolejki taksówek
zobaczyl goscia,
który odmówil mu podwiezienia gdy opuscilo go szczescie rok
temu. Biznesmen
zastanowil sie przez chwile i obmyslil plan ukarania
taksówkarza za jego
brak wyrozumialosci.
Wsiadl do pierwszej w kolejce taksówki i zapytal:
-"Ile kosztuje podwiezienie na lotnisko ?"
-"Pietnascie dolców" uslyszal w odpowiedzi.
-"A ile by kosztowalo gdybym po drodze Cie przelecial ?"
-"Co ?! Spadaj z mojej taksówki ty pedale jeden !"
Biznesmen obszedl wszystkie taksowki zadajac te same pytania
innym
taksowkarzom z takim samym skutkiem. Gdy doszedl do -
stojacej na koncu
kolejki - taksówki znajomego sprzed roku, wsiadl i
zapytal: -"Ile kosztuje
podwiezienie na lotnisko ?"
-"Pietnascie dolców"
- "OK" odpowiedzial biznesmen i ruszyli. Gdy przejezdzali
powoli wzdluz
dlugiej kolejki taksówek biznesmen SZEROKO USMIECHAL sie do
kierowców........
Eee tam, pewnych ludzi nie przewalczysz...
No wiem...
A swoja droga - wszędzie znajomi!
Co Ty tutaj robisz to ja juz nie mam pojecia ;)
E nie, dobra, dobra, mam :D
Bo co tu innego mozna robic ;)
TAX: (też przepisany z kiedys, kiedys)
Odnoszacy sukcesy biznesmen przylecial na weekend do Las Vegas na
maly hazardzik. Niestety przegral wszystko - zostalo mu tylko cwierc
dolara i bilet powrotny na samolot. Gdyby tylko udalo mu sie dostac
na lotnisko mialby zapewniony powrot do domu.
Poszedl wiec przed kasyno gdzie czekala taksowka. Wsiadl do niej
i wyjasnil swoja sytuacje taksowkarzowi. Obiecal, ze odesle kierowcy
pieniadze z domu. Zaproponowal, ze da mu numery karty kredytowej,
numer jego prawa jazdy, jego adres itd.
Taksowkarz odpowiedzial: "jesli nie masz pietnastu dolcow to wynos
sie z mojej taksowki !"
Biznesmen musial skorzystac z autostopu i ledwo udal mu sie dotrzec na
lotnisko przed odlotem samolotu. Gdy minal rok powrocil do Las Vegas
i tym razem wygral fortune. Zadowolony z wygranej wyszedl przed kasyno,
zeby wziac taksowke na lotnisko. Na koncu dlugiej kolejki taksowek zobaczyl
goscia, ktory odmowil mu podwiezienia gdy opuscilo go szczescie rok temu.
Biznesmen zastanowil sie przez chwile i obmyslil plan ukarania taksowkarza
za jego brak wyrozumialosci. Wsiadl do pierwszej w kolejce taksowki i
zapytal:
- Ile kosztuje podwiezienie na lotnisko?
- Pietnascie dolcow - uslyszal w odpowiedzi.
- A ile by kosztowalo gdybym po drodze Cie przelecial?
- Co?! Spadaj z mojej taksowki ty pedale jeden!
Biznesmen obszedl wszystkie taksowki zadajac te same pytania innym
taksowkarzom z takim samym skutkiem. Gdy doszedl do - stojacej na koncu
kolejki - taksowki znajomego sprzed roku, wsiadl i zapytal:
- Ile kosztuje podwiezienie na lotnisko?
- Pietnascie dolcow.
- OK" odpowiedzial biznesmen i ruszyli.
Gdy przejezdzali powoli wzdluz dlugiej kolejki taksowek biznesmen
SZEROKO USMIECHAL sie do kierowcow...
L
Moze potraficie poprawic mi humor. Mam w perspektywie powrot do domu przez
dluuuuuuugasne korki przez demonstracje gornikow, byc moze wroce na
piechotke to bedzie szybciej.
Aga
w wawie czy Katowicach ?
Poniżej prezentuję podstawowe informacje, które uznałem za ważne do
przekazania. Jeżeli coś ominąłem proszę o pytania - odpowiem.
STYL ŻYCIA:
Niestety fatalny! Praca przy komputerze 9-11h dziennie !
Plan dnia: 6.00 pobudka , 7.00 już w pracy, 18-19 powrót do domu.
I tu jest jeden z głównych problemów =podczas pracy, podczas dnia pracy
nie mam dostępu do szeroko rozumianej kuchni (poza czajnikiem. ;-) ), czyli
brak kuchenki gazowej. (mówię to w kontekście diety, ciepłego posiłku).
O MNIE:
23 lata, 186cm, 116kg !!
CEL:
Schudnięcie 20kg ! Zmienić rozmiar ubrań o 2 !
DIETA:
Gotów na duże wyzwania, problem może być brak ciepłego posiłku w środku
dnia. (dostęp jedynie do czajnika.). Trzeba też pamiętać że przy diecie będą
treningi i to intensywne (mówię to w kontekście dostarczenia do organizmy
odpowiednich witamin, minerałów itd.)
TRENING:
Tutaj deklaruje jeszcze większe wyzwania, nawet 2 razy dziennie - rano
przed praca i wieczorem po ok. godz 19-20 (oczywiście z początkami może być
ciężko).
Do dyspozycji (moje propozycje) mam:
- piękny las - BIEGANIE
- piękny las - ROWER !
- SIŁOWNIA amatorska (atlasik, ławeczki, podstawowe wyposażenie)
- a z czasem i basen ( z obecną posturą po prostu się wstydzę tam
pojawiać .. )
PODSUMOWANIE:
Potrzebuję porady - pomocy. Przede wszystkim czy jest ktoś w stanie mi
profesjonalnie pomóc - rozpisać treningi i dietę. Może być odpłatnie.
Potrzebuję profesjonalnej porady i prowadzenia, samemu łatwo można
namieszać, przesadzić itd. Itd. stąd ten post.
Jeżeli nie to proszę o informację do kogo w moim mieście mam się zgłosić?
Osób przychodzi mi do głowy wiele: lekarz 1 kontaktu, dietetyk, trener (np.
z siłowni) i inni. .
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, i bardzo bardzo dziękuję już teraz za
porady, pomoc.
Zaciskując żeby i przygotowując się psychicznie (bo chyba zgodzicie się że
wszystko rozgrywa się w głowie) pozdrawiam
Zbyszek
Hej,
W ostatnią upalną środę zrobiłem krótką trasę ok. 100km - wszystko było ok.
Wieczorem odpalam autko i nie gasną kontrolki od wspomagania oraz "check
engine". Wyłączyłem zapłon, odpaliłem ponownie i znowu to samo.
Przeproawdziłem czynności podstawowe ;-) : tj. odkręciłem klemę od aku i
po tej opracji kontrolka od wspomagania zgasiła się, ale cały czas
świeci się check engine. Miałem 100km do domu i po
oględzinach/osłuchaniu autka zaryzykowałem powrót do domu. Wszystko było
ok, żadnych stuków, spalanie w normie, przyspieszenie ok...
Dwa tygodnie temu podczas trasy Zakopane -Poznań miałem podobne objawy.
Jazda była ostra jak na Punto 2 1.2 8V rocznik 2001. Temperatura
powietrza 30C, spora wilgotność powietrza, prędkość na autostradzie A4
Kraków-Wrocław przez kilka godzin powyżej 120 km/h. Przed Wrocławiem
zwariował prędkościomierz, nagle wskazówka powędrowała na 180 km/h, po
czym powoli opadła do zera i tak kilka razy z rzędu! :Potem fiksowała
tzn skakała między 80 a 120km/h, podczas gdy prędkość auta oscylowała
juz w okolicach 90-100 km/h. Następnie po kilku minutach zapaliła się
kontrolka awarii wspomagania elektrycznego kierownicy. Sam układ działał
bez zarzutu, włącznie z city. Zjechałem na parking, auto odpoczęło 15
minut, (sprawdziłem bezpieczniki- były OK) i znowu w trasę. Na początku
przez 5 minut było OK, ale potem te same błędy od nowa w podobnej
kolejności. (przegrzanie?) Kontynuowałem jazdę lekko przestraszony żeby
nie zaliczyć jakiejś poważniejszej awarii, która unieruchomiłaby auto,
no i już we Wrocławiu zapaliła się do tego wszystkiego jeszcze kontrolka
awarii silnika (ta bursztynowa, nie ta czerwona) Były to więc 3 rzeczy -
zwariowany licznik prędkość, i 2 kontrolki awarii okładu kierowniczego i
sterowania elektronika silnika. Były to jednak błędy wirtualne bo silnik
działał bez zarzutu i układ kierowniczy też. Wróciłem więc spokojnie do
Poznania a następnego dnia odwiedziłem znajomego mechanika. Podpiął mi
do auta jakiegoś diagnostycznego laptopa Boscha i przeprowadził
diagnostykę. Kontrolkę Check Engine skasował, a awaria układu
kierowniczego sama następnego dnia się uspokoiła. Licznik prędkości
działa już poprawnie. Z tymże teraz jeździłem raczej tylko po mieście i
na dystansach do maks 50 km.
Mechanik stwierdzi, że to było przegrzanie elektroniki + wilgoć, po
prostu: "zmęczyłeś autko, które nie nadaje się konstrukcyjnie na
wielogodzinne grzanie non-stop z dużą prędkością po autostradzie" jak
się wyraził...
Hmm, sam nie wiem, może coś w tym jest? ;)
Macie pomysł gdzie szukać przyczyny?
PS.
Może czas zmajstrować sobie interfejs diagnostyczny? ;-)
Za ok 30 zł niech ktoś skasuje Tobie ten błąd w komputerze, może będzie
OK, jak "odpukać" na razie w moim puntolocie :)
Zobaczymy za kilkanaście dni na nmojej astępnej dłuższej trasie po
autostradzie (może znowu w upale) co się będzie działo z elektroniką.
Jakby co dam znać na grupę.
W Polsce.
Dwa przypadki z ostatniech kilku miesięcy.
Jeden - 68 lat zaawansowana astma, nawracajace zapalenia płuc, zabawa
- dwa tygodnie w szpitalu, dwa tygodnie w domu. Po kilku takich
"rundkach" - "proszę nie przywozic więcej do szpitala - nic nie
możemy juz zrobić, prosze zakupić aparat tlenowy".Opieka w domu przy
takiej chorobie to absurd - odsysanie wydzieliny, dotlenianie -
nikogo nie stać na całodobową, płatną (sic!) opiekę specjalisty.W
koncu znajdujemy płatny (!) dom opieki, który zatrudnia pielegniarkę
specjalizujaca się w chorobach płuc. W nim doczekuje smierci.
Drugi - rak kosci (zaatakowany kręgosłup),stan juz taki, że nie
wstaje z łóżka, jest jak zapałeczka - jeden ruch i złamiesz. Plastry
przeciwbólowe zmieniane kilka godzin. Pomaga hospicjum, także, a może
zwłaszcza, wspiera psychicznie. Przyplątuje sie przeziębienie.
Szpital, izba przyjęć - nawet nie przyjmują na oddział ("bo stan
beznadziejny, a tu łóżka potrzebne"), powrót do domu - po kilku
dniach sepsa.
To przyklad zlego rozumienia roli szpitala, szpital jest miejscem do
leczenia ludzi a nie do umierania.
Chorzy paliatywni nie powinni lezec razm z przycyzn, o ktorych nie bede
tu mowil ...
Powinni zostac skierowanie do specajalistycznych osrodkow jak hospicja,
domy pomocy i opieki, rowniez finansowane przez NFZ
Gdzie beda mieli oprocz normalnej opieki pomoc psychlogoa, ksiedza i
bliskich..*
Jednak znowu, ktos przespal i nie zauwazyl zmian zachodzacych w
spoleczenstwie
Jeszcze do niedawna na zasadzie odbicia byly tworzone odzialy
pediatryczne, ginekologiczne....
Teraz sa zamykane i przekszlataclene w klijniki rehabilitacji, opieki
paliatynej...
Pojawiaja sie lekarze specjalisci w medycnie paliatywnej...
Bedzie lepiej
A co do tego, ze musialas placic, na niektore rzeczy panstwa nie stac i
nigdy nie bedzie
Dlatego trzeba przestac mydlic oczy spoleczenstwu, ze wszystko im sie
nalezy
Najgorsze jest to ze najwiecej krzycza Moon I Gabi, ktorzy jak nie maja
o tym pojecia
Ja jestem zwolnnikiem tzw koszyka swiadczen ale to inny temat...
Pomimo państwowej słuzby zdrowia -
Ochrony zdrowia...
ludzie umierają "pod płotem".
Duze naduzycie to raz a dwa pomysl rowniez o swiadczeniach posrednich
Plastry z fenatylem, heparyna to wszystko tez kosztuje, chodzy paliatwyni
maja to za darmo...
k2
*PS Nie wiem jakie to bylo stadium zawansowania i w ogole ale jedna z zasad
leczenia paliatywnego jest zaniechanie leczenia tylko usniezanie bolu.
no to proszę...
"W tym czasie przyjęli na oddział dwie babcie mniej
więcej osiemdziesięcioletnie, bez kontaktu, na oko tuż przed śmiercią, a
mnie powiedzieli - owszem, wady są ale nie ma ryzyka zagrożenia życia,
może
się pani leczyć ambulatoryjnie"
więc o co chodzi z tymi babciami?
napisałaś o nich tak dla kolorytu?
bo lubisz babcie, nie?
Kaziu, Kaziu, nieładnie!
jesteś umoczonym ogniwem.
zenujące tłumaczyć takiemu staremu dziadowi jak ty, ale poswiece sie
to jest fragment do ktorego sie odniosłam:
"psychicznie. Przyplątuje sie przeziębienie. Szpital, izba przyjęć - nawet
nie
przyjmują na oddział ("bo stan beznadziejny, a tu łóżka potrzebne"),
powrót
do domu"
I moja odpowiedz:
"Dla kogo są więc te łóżka potrzebne????
Bo ja miałam osobiście wprost przeciwny przypadek - skierowanie na
kardiologię ze zdiagnozowanymi (własnym sumptem!) dwoma wadami serca. Dwie
godziny na izbie przyjęć. W tym czasie przyjęli na oddział dwie babcie mniej
więcej osiemdziesięcioletnie, bez kontaktu, na oko tuż przed śmiercią, a
mnie powiedzieli - owszem, wady są ale nie ma ryzyka zagrożenia życia, może
się pani leczyć ambulatoryjnie (jak wygląda leczenie ambulatoryjne chyba nie
muszę pisać) i won do domu!"
i:
1.MM znała przypadek gdzie nieuczalnie choremu odmówiono pomocy
2. ja miałam przypadek, gdzie dwie babcie na oko w stanie agonalnym,
przyjęto na kardiologię'
3. mnie nie przyjęto bo nie było bezposredniego zagrozenia zycia
pytanie: Dla kogo są więc te łóżka potrzebne????
-w jednych szpitalach nie przyjmują osob w stanach terminalnych, wyjaśniał
to Kibek czemu
-w innych szpitalach przyjmuja osoby w stanach terminalnych, a nie przyjmują
osób w srednim wieku, z diagnoza choroby serca, które powinny jeszcze pożyć
więc pytanie Dla kogo są więc te łóżka potrzebne????
jest jak najbardziej zasadne
i dalej
nie wartościując czyje życie jest więcej warte zazwyczaj wiecej starania
przykłada się do leczenia osób w młodych i w sile wieku, niż do osób które
mają osiemdziesiątkę, 5 poważnych chorób, i wiadomo, ze nie mają już 40 lat
do przeżycia przed sobą.
Niech ci Kibek to potwierdzi. Tak po prostu jest.
I wypierdalaj z insynuacjami, ze zyczyłam babciom śmierci na podjeździe pod
szpitalem, bo ja jestem piękna i młoda. Nie. Nie przypisuj mi swoich
ktretyńsko radykalnych pomysłów. I to, ze nie życzyłam im tego nie znaczy,
ze nie mam jaj, nie będę się przyznawała do rzeczy których nie czułam i nie
pomyślałam. Te kobiety nadawały się bardziej do opieki paliatywnej, Kibek to
wyjaśniał MM, a ty se wrzuc w google to sie dowiesz co to jest, niż do
przyjęcia na oddział kardiologiczny. Takim osobom już się zastawek nie
przeszczepia, w ogóle się już ich nie otwiera. Mozesz się zżymać na to ale
tak jest.
Rozumiem, ze sądzisz że zblizasz się do wieku starczego, wcześniej niż twoi
równolatkowie, więc twoimi histerycznym odpowiedziami na mojego posta
zawiaduje paniczny lęk, ze zamiast ciebie do szpitala przyjma jakiegoś
dziarskiego czterdziestolatka po pierwszym zawale, a ciebie wsuną za parawan
na korytarzu albo odeślą do domu z trzema plastrami przeciwbólowymi... Ależ
przecież Mooni, jestes tak nieprzytomnie bogaty, ze jak zachorujesz to se
kupisz całą klinikę, kardiologiczną, onkologiczną czy proktologiczną, w
zależności co ci tam bedzie doskwierać, i gdzie ci cycate dwudziestoletnie
pielegniarki bedą podawać obiad z cateringu z najdroższej restauracji i z
lubieżnym uśmiechem wsuwać będą tego zwiędłego króliczka w kaczkę,
pochylajac się dla osłody, zatem nie przejmuj się tak...
A teraz mozesz się już odpierdolić! ;P
Sebastian Kaliszewski wrote:
Jędrzej Dudkiewicz wrote:
| Sebastian Kaliszewski wrote:
| Dziecko uczone w domu ma znikomy kontakt ze społeczeństwem -- z tego
| wyrasta kaleka (niepełnosprawny emocjonalnie). Bo człowiek jest
| zwierzęciem społecznym.
| Niezłym doświadczeniem jest porównanie słownictwa kibiców, kryminalistów
| i ostatnich słowników "gwary uczniowskiej". Ja nie wiem, czy chciałbym,
| żeby moje ewentualne dziecko miało coś wspólnego z TAKIM społeczeństwem.
Ależ ja sam miałem do czynienia z TAKIM społeczeństwem. 25 lat temu ono
było wcale podobne do dzisiejeszego. Jakoś "na ludzi" wyrosłem.
A mi nie wyszło na dobre. Do tej pory odchorowuję. Podstawówkę, liceum
jest mniej traumatyczne, bo tam już jest selekcja i cieplarniane
warunki.
| No i wydaje się, że Twoja idea "uczenia w domu" jest tożsama z
| zamknięciem dzieciaka w domu i niekończącym się treningiem. To
| nieporozumienie.
Dziecko w wieku szkolnym (i przedszkolnym) uczy się współżycia w
społeczeństwie. Tego, że są głupsi i mądrzejsci, sparawniejsi i mniej
sprawni, itd. Uczy się określać swoje własne miesjce. I co bardzo ważne
uczy się samodzielnego określania tej pozycji.
I jesteś pewien, że musi się tego uczyć od 6 do 19 roku życia, to znaczy
przedszkole, podstawówkę, gimnazjum i liceum? Całe 13 lat?
Uczenie domowe sprowadza się do tego, że dziecko ma mocno ograniczony
kontakt z równieśnikami, a przy tym zwykle to co jest jest ściśle
kontrolowane (spotyka się z paroma "grzecznymi" dziećmi). No, zapewne
chodzi na jakieś zajęcia, gdzie z równieśnikami w miarę swobodny kontakt
ma przez 5 min w szatni.
Sebastianie, skąd u Ciebie taka niechęć do wypuszczenia dzieciaka na
podwórko?znaczy dlaczego cały czas zakładasz, że takie dziecko rano
wstaje, później przychodzi 6 nauczycieli, potem panicz odwożony jest na
jazdę konną a panienka na fortepian, a powrót do domu i chłopcy uczą się
walki bronią białą a dziewczęta śpiewają haftując, a jak skończą, to już
jest 20:00 i trzeba iść spać?
Ale dziecko kiedyś dorośnie, i w życiu dorosłym nie będzie spotykać
tylko miłych kolegów ale i kiboli, przestępców, agresorów itp. I nie
będzie juz prowadzone za rączkę.
Nie rozumiem, co z tego ma wynikać. Uważasz, że kibole, przestępcy i
ogólnie agresorzy są tak istotnym i często spotykanym elementem
rzeczywistości, że warto mieć bardzo dobrze opracowane procedury? Nie
wydaje mi się, żeby to była prawda. Uważam też, że należy w tej sytuacji
zdać się na wspaniałą umiejętność posiadaną przez ludzi, to znaczy
szybką adaptację do sytuacji.
Uważam to za złe tak samo jak utrzymywanie dziecka w chorobliwej
higienie. To też już było -- skrajne przypadki kończą się śmiercią po
objawach podobnych do AIDS (choroba czystości najczęściej występuje w
Szwecji, gdzie "higieniczne zboczenie" rozwinęło się najbardziej i
najwcześniej).
No jasne, szczepić trzeba. Proponuję wysłać dzieciaka parę razy na
podwórko, na jakiś sport albo do klubu - może być modelarski, byle
nie skończyło się na samym kleju. Na podwórku dostanie parę razy w
łeb, będą łzy, będą siniaki, ba, po mleczakach nie ma co płakać a
reszta goi się na dzieciaku jak na psie - będzie szczepionka, będzie
kontakt z agresorem. I starczy, nie trzeba 13 lat.
Bo rozumiem, że nie negujesz tego, że jeżeli chodzi o samo uczenie,
to metoda indywidualna, ew. w małych, selekcjonowanych grupach, jest
lepsza?
JD
if [ interesuje Cie tylko pytanie ]
then
goto_end()
fi
:-))))
Zainstalowałem Mandrake8.1. na dwóch komputerach. Pierwszy raz ekspresowo
a potem instalka minimalna - i dokładałem to co potrzebuję. Hmmm...
Dziwna rzecz ale kółko myszki inaczej zachowywało się w gnome-terminalu
za pierwszym razem a inaczej za drugim. Ponieważ pierwsza funkcjonalność
bardziej mi odpowiadała postanowiłem dojść do tego gdzie to się ustawia.
Reinstalacja była poniżej mojej godnośći :-)))))
Taaak...Straciłem 3!!!! tygodnie. Strace, grepy awki i inne zagrzały się
do czerwonośći i nic... Mówię sobie - cóż pora się pakować...
Człowiek się zestarzał, zgłupiał na na stare lata, najprostrzych rzeczy
nie potrafi zrobić.....
Zdruzgotany i przygnębiony sięgnąłem do sejfu i wyciągnąłem pieczołowi-
cie przechowywaną płytkę z moim pierwszym linuksem Slackware-3.1
(rocznik 1996 - dobry rocznik), w piwnicy odkopałem jakeś 486DX-2 80Mhz
16MB RAM i mówię - a zainstaluję sobie.....
I co? - system wstaje 16 sekund, kładzie się 7, X-y startują 5sek.
fvwm95 niewiele brzydszy od kde. Gnome na tej maszynie startowałby
pewnie z godzinę:-))... Prawie wszystko na konsoli co dzisiaj a pełna
instalacja zajmuje na dysku trochę ponad 250MB (razem egzotycznymi czcion-
kami). Więc po co ta pogoń za nowinkami - zapytałem siebie. I te skrypty..
Wszystko w nich proste i przejrzyste, nie ma żadnych zagnieżdżonych wy-
wołań do czwatego stopnia....I wróciły wspomnienia - ten pierwszy raz:-)
Łza w oku się kręci... Zdobyta płyta, pośpieszny powrót do domu.....
Po godzinie miałem już internet (razem z walką z minicomem :-)...
Ja amator i lamer poprawiałem pierwsze skrypty ppp-on i ppp-off i do dzisaj
je kopiuję na kolejne maszyny bo działały....Jakiż ja byłem z siebie
dumny...Tyko żeby płytę CD wymienić rebutowałem maszynę:-) To że normalnie
nie mogłem wyciągnąć zwaliłem na karb fiksującego napędu (po dosem)...
Dopiero nad ranem "odkryłem" polecenie umount....:-)
I ta radość z odkrywania ciągle nowych rzeczy... I te nieprzespane noce
I tylko jedna porażka - arena...(Ktoś wie co sie stało z tym projektem?)
.....
A dziś?.... Gdzie ta legendarna szybkość i stabilność? Jeszcze trzy,
cztery lata temu gdy na liście ktoś napisał, że linuks mu się powiesił
był zakrzyczany, że sprzęt ma do kitu i pamięć walniętą. A teraz - sam
na zawołanie mogę zamrozić w każdej chwili maszynę (wiem czego nie wolno
mi robić:-))... A takich co nie widzieli wiszącego linuksa pewnie już
nie ma...
Żal mi nowych linuksowców... Widzą system wielki, wolny i niestabilny...
Wielość niespójnych rozwiązań przekomplikowała większość skryptów, które
teraz muszą sprawdzać wiele warunków, a analiza ich działania staje się
mocno utrudniona... Co biedakom pozostaje?...Graficzne konfiguratory do
wszystkiego i reinstalacja systemu w razie problemów...Czy to przypadkiem
czegoś nie przypomina?....
I do tego to paskudne uczucie wyobcowania, ja konfiguruję wszstko viajem
a świat poszedł do przodu:-((( Teraz podobno wszystko robi się inaczej
a ja nie wiem jak:-(((
....Przepraszam za zrzędzenie - to pewnie ta dżdżysta jesienna noc
function goto_end() {
W związku z powyższym prośba i pytanie - czy i skąd można ściągnąć
historyczne wersje dystrybucji linuksa. Mam wszystkie redhaty, mandraki
i debiany od roku 96. Google pokazuje linki które już nieistnieją.
Slack w sieci jest od 3.3, RedHaty też tylko nowsze...
Skąd można ściągnąć RedHata 2.1, Slackware wczesniejsze od 3.0, Linux
Universe, może jakieś inne?... Może ktoś jeszcze ma i byłby tak uprzejmy
i wystawił w sieci...Bardzo proszę.
}
Pozdrawiam serdecznie
Paweł Fengler
arkadius_b wrote:
| wierzę w rzeczy co nikomu się nie śniły,
....
| są przerzuty. rodzina chce mieć spokój, nie chcą
| współodczuwać całkiem to naturalne. ponad siłę
| jest znosić ból patrząc bezradnie, na opuszki
| palców obgryzione. też nie chcę czuć że rośnie
| we mnie, i mieć znów kurwiki w oczach.
A co Ty Arku w moje tematy się mieszasz. ;-)
I jeszcze dokładnie o pobliskim hospicjum, które ostatnio jest jakby
częścią mego domu.
Ale jednak chyba wszyscy wolą pisać i czytać o miłośći. ;-)
W najrózniejszych jej odcieniach. Chyba o tej cielesnej najbardziej, bo
romantyzm się przeżył. ;-)
A przecież zycie to nie tylko miłość.
I czasami trzeba zobaczyć jak to sie wszystko tutaj kończy.
jedno i drugie to rzeczy w sztuce nieśmiertelne, czyli życie i śmierć.
wiersz ten ciut jest połowiczny, nie jestem pewien czy mi się udało
oddać tą nieskończoność a zarazem dramat indywidualnego odchodzenia.
nie jestem przekonany że jest tu wystarczająco to podkreślone,
romantyzm z pewnością się nie przeżył tylko człowiek coraz bardziej
się wyalienował. ;) owszem czasami trzeba zobaczyć drugą część
która jest bez względu czy chcemy czy nie, nasi praszczurowie byli
bardziej pogodzeni. my zaś co prawda mamy wiedzę ale śmierć funkcjonuję
u nas jako tabu za zasłony. reklamy mówią o witalnym stylu życia
gdzie starzenie i umieranie jest uważane za rzecz wstydliwą.
widziałem młodą dziewczynę na dworcu gdańskim martwą proszącą
o pieniądze na powrót do domu, lub by wstrzyknąć sobie w żyłę
oczy jej właśnie to mówiły. nie nadążamy stygniemy przed
zlodowaceniem
A dalej... moze coś z Twojej pierwszej strofy. (???)
owszem pierwsza strofa ma coś co się filozofom nie śniło
w potencjale;) bo nawet rzeka łez czyli kurwiki mogą mięć
znaczenie dwojakie. łzy bywają z bólu jak też z radości,
są ponoć niezbędnym oczyszczającym fizjologicznym
pierwiastkiem w organizmie.
Dobrze, ze sa hospicja. Tam nikt nikomu niczego nie zazdrosci. Ten sam
wózek. Zrozumienie. I personal, który ma specjalne powołanie, bo inaczej
nie pracowaliby w takim szpitalu.
masz rację, tylko że wszystko jest dwojakie, śmierć jak wspomniałem
jest współcześnie rzeczą wstydliwą. czasami oddaję się bliskich
by nie uczestniczyć w ich przemijaniu, bo ono jest jak wyrzut i dla
świętego spokoju można ten ciężar zżuci z własnych barków. choćby
z zwykłego strachu nieumiejętności reagowania na coś co kulturowo
jest sprowadzone do poziomu tabu.
Ja, po godzinie wizyty u znajomego w hospicjum, nie mogę sie odnaleźć.
Lekcje pokory.
A co dopiero, kiedy dotyczy to bardzo bliskich osób.
tu tylko klisze, gdy byłem małym chłopcem i nie było jeszcze hospicjów
mama zabrała mnie do szpitala, gdzie umierała jej przyjaciółka. morfina
już nie działała, miała zabandażowane palce bo pozbawiła się opuszków
z bólu. teraz to nie problem można człowieka wyłączyć z odczuwania
poprzez porażenie jego receptorów nerwowych prądem, lecz pozostaję
to co można nazwać wyrzuceniem poza nawias w społeczeństwie
konsumpcyjnym czyli dowolny przymus choćby eutanazji lub przerzucenie
tzw. współodczuwania empatii na osoby trzecie czyli osoby wynajmujące
się do troski. stygniecie jest częścią wiersza lecz to tylko jedna
z dwóch części, jest jeszcze odwrotność czyli sakralność nie ta pseudo
w postaci hierarchii ważności której cały świat współczesny oddaje
pokłon. pozdrawiam Halino serdecznie, atma
[mniam]
sa odcieci od USA. A taki Pan Sammy Sausa ktory gra w Chicago Cubs i
ma 65 "home runs" tyle samo co Amerykanin Mark McGwire z St. Louis Cardinals
to pochodzi z Dominican Republic i cala *wyspa* (i Dominika i Haiti) szaleje
na jego temat.
ehheeh...Chicago Cubs...kochany, gdybys choc raz wybral sie do ich
ojczyzny nie wspomnialbys o tym zespole...to dopiero jest
zascianek...to najwieksi 'loosers' [if i may say so] (swoja droga
ladnie by bylo to tlumaczyc 'stracency' hihihiih :-| ) czyli po
polskawemu nieudaczniki...
nie zebym sie tutaj wymadrzal ale nauczylo mnie tego doswiadczenie.
bylem tam w college'u Carthage, nota bene, niby to ju Wisconsin ale
blisko Chicago, Il. no i wlasnie w carthage college mielismy takie
ladne baseball'owe czapeczki z pieknym czerwonym 'C' jak Carthage.
wszystko bylo extra dopooki nie wyjechalem na 'objazd' stanow...szybko
sie dowiedzialem dlaczego tak dziwnie na mnie patrza jak nosze ta
czapke [bardzo fajna zreszta...a zgoobilem ja ostatnio w pociagu przed
Suwalkami...jesli ktos znalazl to dajcie znac plz :((((]...chodzilo o
to, ze CUBS'i sa posmiewiskiem w Stanach...sa ostatni w tabeli i
wlasciwie prawie wszystkie mecze przegrali hehe...ale to bylo w
zeszlym sezonie...mam nadzieje, ze sie poprawili
ale to tylko taka historyjka hihihi...z tlumaczeniem to chyba ma malo
wspolnego hehe dlatego tutaj podaje tlumaczenia [hmmm nie bierzcie
mnie za znawce ani te tlumaczenia za poprawne...bardzo lubie baseball
i zycze wam, zebyscie choc raz mieli okazje w to zagrac...zabawa
znakomita...jak tylko wam sie uda wytlumaczyc idiotom z boiska, ze
walenie kijem jest lepsze niz kopanie okraglej szmaty i ze powinni wam
pozwolic skorzystac z plyty :(( roznie to bywa...mnie i moich
znajomych raz psami poszczuli!!!]
oto i tlumaczenia. w niektorych przypadkach stosuje wyjasnienie...moze
bardziej pomoze, bo strikte polskich odpowiedniqf nie znam :(
(polskich literek uzywam tylko w watpliwych wypadkach ;-)
AB - to pozycja jaka zajmuje srodkowy (outfielder) czyli
zawodnik zewnetrznej obrony...tzw. tyly
HITS - uderzenia (pałką)
WALKS doslownego tlumaczenia nie znam...moglo by byc
"obejście" bo chodzi tutaj o to, ze przy błędzie tzw. miotacza (ang.
pitcher) [np. jego pilka uderza pałkarza] zawodnik druzyny przeciwnej
przechodzi do następnej bazy...nie biegnie :-)
SINGLES - to wtedy kiedy pałkarz, po odbiciu piłki zdoła
przebiec tylko jedną bazę
DOUBLES - to samo co powyżej z tym, ze bazy sa dwie
TRIPLES - to jeszcze lepiej :-))
HR - a to juz jest esencja baseball'a...czyli
homerun...obiegnięcie wszystkich 3 baz i powrot do "domu" ;-
oczywiscie tego bym nie tlumaczyl...bo i tez nie spotkalem sie z
tlumaczeniem takich terminow jak "set" "game" czy "match"...dlatego,
ze sa one po prostu "spolszczane" [hmmm troszq nieladnie powiedziane
ale oddaje klimat barbarzynstwa jezykowego...mam nadzieje]
SO - szczerze mowiac nie mam pojecia....to za bardzo wyjete
z kontekstu...ale moze powiesz gdzie to widziales??? jaka czesc
statystyk...strategii gry?
POS (chyba od POSITION?) - dokladnie...to pozycja danego
zawodnika na plycie boiska
ech...myslalem, ze bedzie tego wiecej...jesli ktos nie wierzy niech
zerknie do jakiejkolwiek gazety baseball'owej...wiadomo, ze Amerykanie
smiecioroby...ale, ze skroty kochaja to rownie ciezkie do zniesienia
[choc moze nie smierdzi az tak heh]
pozdrawiam...
part-time baseball fan...just 4 fun ;)
take care guys & stick 2 the gravel!
________________________________________________
[magura] [lisu] on #rowery #katowice #plsocseks
<mag@cz.top.plhttp://www.cz.top.pl/~magura
Miałem już dzisiaj nic nie pisać ale się wkurwiłem jak nigdy!
Muszę odreagować, sory za błędy i ogólny chaos, ale mam to w dupie.
Niech to chuj strzeli, jebany dr Oetker!
No co mnie kurwa podkusiło, żeby kupić budyń z tej jebanej firmy?
Siedziałem sobie w domu, czytałem to i tamto,
aż mnie nagle złapała ochota na budyń.
A z pięć lat już tego gówna nie jadłem.
No się wziąłem ubrałem, pobiegłem do sklepu
- Poprosze budyń.
- Proszę.
- Dziękuję.
Szybki powrót do domu.
Na opakowaniu napisane, że gotować mleko, potem wsypać, bla, bla, bla.
Zrobiłem jak kazali.
I co ?
I wyszło mi kakao! Rzadkie jak sraczka.
Tego się nie da jeść.
Jak te pieprzone chamy mogą nazywać to coś budyniem
i jeszcze chwalić się nową recepturą?
Mam tego dość.
Dość jebanej demokracji, kapitalizmu i calego tego ścierwa, która weszło
do nas po '89.
Chce takich budyniów jak za komuny!
W brzydkich opakowaniach, ale gęstych z takimi wkurwiającymi grudkami!
I kisieli też chcę!
Niedawno na własne oczy widziałem jak moja znajoma PIŁA kisiel!
Jak można pić kisiel?
Czy nasze dzieci już nie będą pamiętały, że to należy wyjadać łyżeczką,
do której wszystko się lepi i na koniec trzeba oblizać?
Kto mi zabrał szklane litrowe butelki z koka kolą?
Komu one przeszkadzały?
I mleko w butelkach i śmietana! A takie fajne kapsle miały...
Dlaczego teraz nawet wafelki prince polo są w tych cudnych opakowaniach
zachowujących świeżość przez pincet lat? Ja chce wafelków w sreberkach!
I nie tylko prince polo ale i Mulatków!
Jaki dziad skurwił się zachodnią technologią,
dzięki której teraz wszystkie cukierki rozpływają się w ustach,
a nie tak jak kiedyś, trzeba je gryźć!?
No pytam sie, no!
Pierdolę mieć do wyboru setki rodzajów lodów i nie móc zdecydować się,
na jaki mam ochotę!
Kiedyś były tylko bambino w czekoladzie i wszyscy byli szczęśliwi,
a jak rzucili casatte to ustawiała się kolejka na pół kilometra.
Czy ktoś pamięta jak smakuje prawdziwa bułka?
Nie, kurwa, nie tak jak w waszych pierdolonych sklepach, napompowane
powietrzem kruche gówna.
Prawdziwe bułki są twardawe, wyraziste w smaku,
a najlepiej z prawdziwym masłem, które wyjęte z lodówki jest niemożliwe
do rozsmarowania!
O margarynie za komuny można było tylko pomarzyć,
a jak była, to taka chujowa, chyba "Palma" się nazywała.
Wielkie pierdolone koncerny wyjebały na amen z rynku moją ukochaną oranżadę,
którą za młodu gasiłem pragnienie.
I jej młodszą siostrę - oranżadkę w proszku,
której nikt nigdy nie rozpuszczał w wodzie, bo służyła do wyjadania
oblizanym palcem.
Nawet ukochane parówki mi zajebali, dziś już nie robi się takich dobrych
jak kiedyś...
W telewizji dwa kanały, na każdym nic do oglądania.
Teraz mamy sto kanałów i też nic nie ma.
Możemy wpierdalać pomarańcze, banany i mandarynki,
a kiedyś jak przyszedłeś z czymś takim do szkoły, to cie "szefem" nazywali.
Fast foodów też nie bylo i każdy żywił się
w brudnych budach z hamburgerami napakowanymi
warzywami, zapiekankami z serem i pieczarkami i hot-dogami
nabijanymi na metalowe pale.
Buła, parówa, musztarda!
Nic więcej do szczęścia nie potrzebowaliśmy.
Kurwa pierdolona mać.
A taką miałem ochotę na budyń!
Pamiętam, był kiedyś taki program popularno-naukowy
"Bolek i Lolek", coś a la "Sonda", i takich dwóch kolesi
nieźle rozpędziło łódkę dmuchając w żagiel z pokładowego
wentylatora. Wiem, czepiam się.
no to akurat fizycznie niemozliwe, bo wiatr zagiel nie pcha tylko
ciagnie(wbrew pozorom), a dokladnie ciagnie podcisnienie ktore tworzy
sie za zaglem, i do tego dochodzi jeszcze pare innych czynnikow
za milo by sie smigalo po mazurach majac wentylar na pokladzie w czasie
flauty
natomiast z przesunieciem orbity to nie jestem pewien... skoro czas
obrotu i kat ziemi sie zmienia pod wplywam min trzesien i innych ruchow
tektonicznych, wybuchow nklearnych etc.. (oczywiscie sa to cyfry odlegle
od 0,00... ) to moze i zmienic orbite.. ale raczej nie jak wszyscy na
calym swiecie naraz skocza, bo sie sily zrownowaza, lepiej jak by tylko
na jednym kontynencie taka ilosc skoczyla ;]
ale rozwazana cos z pl.sci.fizyka bardziej ;]]
pozdr
doslaw
Odnoszący sukcesy biznesmen przyleciał na weekend do Las Vegas na mały
hazardzik. Niestety przegrał wszystko - zostało mu tylko ćwierć dolara i
bilet powrotny na samolot. Gdyby tylko udało mu się dostać na lotnisko
miałby zapewniony powrót do domu. Poszedł więc przed kasyno gdzie czekała
taksówka. Wsiadł do niej i wyjaśnił swoja sytuację taksówkarzowi. Obiecał,
ze odeśle kierowcy pieniądze z domu. Zaproponował, ze da mu numery karty
kredytowej, numer jego prawa jazdy, jego adres itd. Taksówkarz
odpowiedział:
jeśli nie masz piętnastu dolców to wynos się z mojej taksówki! Biznesmen
musiał skorzystać z autostopu i ledwo udał mu się dotrzeć na lotnisko przed
odlotem samolotu. Gdy minął rok powrócił do Las Vegas i tym razem wygrał
fortunę. Zadowolony z wygranej wyszedł przed kasyno, żeby wziąć taksówkę na
lotnisko. Na końcu długiej kolejki taksówek zobaczył gościa, który odmówił
mu podwiezienia gdy opuściło go szczęście rok temu. Biznesmen zastanowił
się
przez chwile i obmyślił plan ukarania taksówkarza za jego brak
wyrozumiałości. Wsiadł do pierwszej w kolejce taksówki i zapytał:
- Ile kosztuje podwiezienie na lotnisko?
- "Piętnaście dolców" usłyszał w odpowiedzi.
- A ile by kosztowało gdybym po drodze Cię przeleciał?
- Co?! Spadaj z mojej taksówki ty pedale jeden!
Biznesmen obszedł wszystkie taksówki zadając te same pytania innym
taksówkarzom z takim samym skutkiem. Gdy doszedł do - stojącej na końcu
kolejki - taksówki znajomego sprzed roku, wsiadł i zapytał:
- Ile kosztuje podwiezienie na lotnisko?
- Piętnaście dolców
- OK - odpowiedział biznesmen i ruszyli. Gdy przejeżdżali powoli wzdłuż
długiej kolejki taksówek biznesmen szeroko uśmiechał się do pozostałych
kierowców...
a czy te sery przypadkiem nie sa strasznie wysoko-kaloryczne?
kalorie nie maja nic do rzeczy...
nie mam takiego problemu, nie jadam w szkole za duzy stres ;) [klasa
maturalna i kazda lekcja jest bardzo nieprzyjemna zaliczenia etc ;P]
Heh...
hm ostatnio staram sie przerzucic na chleb razowy, konkretnie Sholstad XS
line niskokaloryczny pelen ziaren.
Ooo... im wiecej ziaren tym lepiej.
Takze sadze ze on jest ok [przy okazji
pytanie: czy taki chleb sie takze wysusza i trzeba go zawijac ?:)]
jestem z Bydgoszczy :)
Hehe, mam tam kumpla:) vlepiarz i 'muzyk':)
Hm po szkole jem duzo, bo mam bardzo skromne sniadanie (nie lubie jest po
obudzeniu, a nie bede wstawal wczesniej zeby tylko zjesc sniadanie przed
szkola :). No i stres robi swoje przy rozluznieniu po szkole towarzyszy
glod
:).
Mnie zawsze mecza lekcje jak mam 7 i np. 8 WF. No, ale przede wszystkim
meczy kilometrowy powrot do domu.
Powiedzmy ze jajecznica z 3 jaj + chleb razowy (naprawde nie potrafilbym
jest jajecznicy samej bez niczego) w miare by zaspokoilo uczucie glodu
Moze sprobuj z omletem?? Dobra, co ja bede pouczal. Sam nie umiel nie
zagryzac chlebem. No moze jeszcze tego omleta nie zagryzionego to
zcierpie:))
Orzechy to takie dobre zapychacze tak ?
Dla mnie to nie zapychacze, tylko cos smacznego co nie powoduje tycia:)
| A jak będziesz miał jeszcze ochotę na obiad z rodzicami to zjedz mięso i
| surówkę, ale bez ziemniaków.
sprobuje :)
Kurcze, ziemniaki tak ci smakuja?:)
czekolady ? :) E odpada :) zalozylem sie z girl ze przez miesiac nie
rusze
slodyczy i zalezy mi zeby wygrac bo nagroda jest .. mniam :)
Hmm... slodkie:)
P.S. polecam
taki bodziec :) wogole mnie nie ciagnie do slodyczy ani gazowanego tylko
czekam, az miesiac minie i dostane wygrana :] [mam nadzieje ze po
miesiacu
nie rzuce sie na wedla popijajac cola :)]
3mam kciuki:)
| Po tygodniu powinieneś zobaczyć efekty takich zmian w jadłospisie.
Tzn ? Efekty wagowe, czy jakies 'lepsze samopoczucia' itp ? :)
I to i to. Gdy wprowadzisz te zmiany bedziesz czuc sie lekko i nieco
dziwnie. Mozesz czuc, ze jest ci pusto w zoladku (to przez niski poziom
insuliny, ktora "generuje" uczucie sytosci.