Oglądasz wypowiedzi wyszukane dla słów: powołanie biegłego
Temat: NAZWAŁA SĄSIADA PEDAŁEM...
NAZWAŁA SĄSIADA PEDAŁEM...
PAP, PG/19:42
Nazwała 25-latka "pedałem". Kara jej nie ominie
Sąd Apelacyjny w Szczecinie orzekł, że mieszkanka Wolina (Zachodniopomorskie) nazywając "pedałem" swego sąsiada Ryszarda G., naruszyła jego dobra osobiste.
Jednocześnie sąd obniżył wysokość zadośćuczynienia, które kobieta miała zapłacić mężczyźnie z 15 tys. zł do 5 tys. zł.
Wyrok sądu jest prawomocny. Przysługuje od niego skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego.
Sąd nie przychylił się do argumentacji kobiety, która wskazywała w apelacji na błędne ustalenia sądu niższej instancji. Jej zdaniem, brał on pod uwagę zeznania świadków, którzy byli związani relacjami osobistymi z powodem. Jednak jak zaznaczył sąd, ustalenia opierały się nie tylko na zeznaniach takich świadków, ale również tych, którzy pozostawali w stosunku obojętnym do obu stron.
Anna S. wnioskowała także o
powołanie biegłego językoznawcy, który miałby się ustosunkować do charakteru słowa "pedał". Sąd uznał, że nie ma potrzeby zasięgania opinii w tej materii.
Powołał się na badania CBOS sprzed kilku lat, w których większość respondentów wśród obelżywych słów na pierwszym miejscu stawiało właśnie słowo "pedał".
Zdaniem sądu, w przypadku używania słów wulgarnych czy obraźliwych istotny jest kontekst, w jakim są one wypowiadane i odbiór w środowisku. Nie ulega wątpliwości, że pozwana używała tego słowa, by naruszyć dobra powoda - podkreślił.
Sąd zaakcentował także, że sfera ludzkiej cielesności należy do najbardziej prywatnej i intymnej. Zdaniem sądu, brak jest jednak jednoznacznych ustaleń, że Anna S. używała słów obraźliwych z przyczyn homofobicznych. Powodem był raczej wcześniejszy zatarg pomiędzy rodzinami powoda i pozwanej.
Obniżając wysokość zadośćuczynienia, sąd wziął pod uwagę stopień "ujemnych przeżyć" powoda i czas ich trwania, oraz że obie strony nie są zatrudnione, więc nie mają dochodów. Kara nie powinna być symboliczna, ale też nie powinna być zbyt dotkliwa - podkreślił. Według sądu, sprawa przyczyniła się do pozytywnych zmian w życiu mężczyzny, który spotkał się w toku jej trwania z objawami sympatii i wsparcia.
Anna S. nie komentowała wyroku. Natomiast Ryszard G. wyraził zadowolenie z orzeczenia sądu. Przypomniał, że w całej sprawie nie chodziło mu o pieniądze, ale o zasady.
We wrześniu ub. roku Sąd Okręgowy w Szczecinie orzekł, że mieszkanka Wolina (Zachodniopomorskie) Anna S., musi zapłacić 15 tys. zł zadośćuczynienia swojemu sąsiadowi za to, że nazwała go "pedałem". Kobieta odwołała się od wyroku do wyższej instancji.
Sąd zakazał wówczas także kobiecie naruszania dóbr osobistych powoda, w szczególności używania słowa "pedał" lub podobnych określeń oraz publicznego komentowania życia intymnego oraz orientacji seksualnej mężczyzny.
Sprawę do sądu skierował 25-letni homoseksualista z Wolina. Trafiła ona na wokandę w lutym 2009 r. Jak twierdził Ryszard G., jego sąsiadka publicznie w sklepie oraz na klatce schodowej nazywała go "pedałem" i mówiła m.in. o nim i jego partnerze "pedał sprowadził sobie pedała".
Mężczyzna oskarżył Annę S. o naruszenie dóbr osobistych. Kobieta zaprzeczała przed sądem, by używała obraźliwych dla sąsiada słów. Sąd uznał jednak, że są dowody, potwierdzające naruszenie dóbr osobistych powoda. Według sądu uporczywe używanie słów "pedał" miało na celu upokorzenie i zdeprecjonowanie powoda, co oznaczało jednocześnie naruszenie jego godności jako osoby. Sąd zaakcentował także, że orientacja seksualna jest elementem życia prywatnego i jako taka zasługuje na ochronę.
źródło onet.wiadomości
wiadomosci.onet.pl/2123894,11,nazwala_25-latka_pedalem_kara_jej_nie_ominie,item.html
Przeglądaj resztę wypowiedzi z tematu
Temat: Otylia Jędrzejczak do pierdla raus!
Otylia Jędrzejczak do pierdla raus!
Dlaczego morderca bierze udział w zawodach?
Dlaczego chodzi po wolności?
Zabiła brata ale to z niej zrobili ofiare!
Jak tak można???
Ktoś z Was zrobi wypadek to z wiezienia nie wyjdziecie. nie wyjdziecie...
Dziwne ,że sąsiedzi jej nie zlinczowali.Jak taka świnia może dalej pokazywać
swój brzydki pysk w mediach?
Odczuję ulgę(ja i Ci ,którzy wierzą w sprawiedliwość) gdu zobaczę OTYLIE
JĘDRZEJCZAK w więzieniu!
Poniżej artykuł z:
miasta.gazeta.pl/plock/1,35681,3043821.html
"
Prokuratorskie zarzuty dla Otylii
Milena Orłowska
2005-12-01, ostatnia aktualizacja 2005-12-01 22:11
Prokuratura oskarża Otylię Jędrzejczak o spowodowanie wypadku, w którym zginął
jej brat
Zobacz powiekszenie
Fot. Piotr Augustyniak / AG
ZOBACZ TAKŻE
* Otylia J. nieprawidłowo wyprzedzała i jechała z nadmierną prędkością
(12-12-06, 14:22)
- Prokuratura w Płońsku postawiła jej zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku
ze skutkiem śmiertelnym - powiedział "Gazecie" rzecznik płockiej prokuratury
okręgowej Lech Dąbrowski.
Otylia została już przesłuchana w charakterze podejrzanej.
Do wypadku doszło 1 października w Miączynie niedaleko Czerwińska na trasie
Płock - Warszawa.
Otylia Jędrzejczak jechała chryslerem 300 C. Wyprzedzała ciężarówkę. Kiedy już
była na lewym pasie, zauważyła, że z naprzeciwka nadjeżdża fiat uno. Nie
zapanowała nad samochodem, odbiła na pobocze i wpadła do rowu, którym auto
pomknęło jeszcze kilkadziesiąt metrów i uderzyło w drzewo. Szymon Jędrzejczak,
19-letni brat Otylii, zginął na miejscu. Pływaczka trafiła do płockiego
szpitala. Na szczęście nic poważnego jej się nie stało.
Śledztwo w sprawie wypadku wszczęła Prokuratura Rejonowa w Płońsku.
Przedstawienie zarzutów mistrzyni nie oznacza końca postępowania. Z
nieoficjalnych informacji "Gazety" wynika, że pełnomocnicy Otylii Jędrzejczak
wnioskują o
powołanie biegłego z zakresu ruchu drogowego. Ma zbadać
okoliczności wypadku. Jeśli tak się stanie, trzeba będzie poczekać na
ekspertyzę. I akt oskarżenia przeciwko pływaczce trafi do płońskiego sądu
rejonowego w 2006 roku. Otylii Jędrzejczak grozi kara pozbawienia wolności od
sześciu miesięcy do ośmiu lat.
Wyślij Wydrukuj
Wasze opinie (25)
+ DODAJ swoją opinię
• Podejrzana Otylia zadzienzadwa, 01.12.05, 21:13
Otylia musi siedziec!
To byla jej wina. Ona zachowala sie karygodnie!"
Przeglądaj resztę wypowiedzi z tematu
Temat: Wysoka śmiertelność, bałagan i brud w krakowski...
A TO CAŁA TREŚĆ TEGO ARTYKUŁU
Kronika krakowska 26-10-2003 (z Dziennika Polskiego)
Duże kłopoty towarzystwa
Komisja rewizyjna Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami wystąpiła do
prezydenta miasta o wszczęcie postępowania nadzorczego nad towarzystwem. W
piśmie skierowanym do Jacka Majchrowskiego przewodniczący komisji rewizyjnej
poinformował, że wnosi o uchylenie decyzji i uchwał zarządu KTOZ-u niezgodnych
z prawem, a w szczególności uchwały dotyczącej przyjmowania nowych członków.
Zażądano także przekazania komisji wszelkich dokumentów, które są niezbędne do
wypełniania statutowych obowiązków.
- Komisja rewizyjna chciała skontrolować zarząd, domagała się listy członków,
protokołów z posiedzeń - tłumaczy jeden z członków KTOZ-u z grupy, która weszła
w jego skład w maju tego roku; grupa ta, w większości byli i obecni działacze
Niezależnego Zrzeszenia Studentów Akademii Pedagogicznej, jest w konflikcie ze
starymi członkami towarzystwa. - Zarząd utrudnia pracę komisji rewizyjnej,
działa sprzecznie ze statutem, decyzje podejmuje nie cały zarząd, ale wąska
grupa osób - mówi członek towarzystwa.
Zarzuty dotyczą m.in. nowego regulaminu przyjmowania członków; zarząd
postanowił, że - aby zostać członkiem KTOZ-u - trzeba mieć rekomendację innego
członka, działającego w towarzystwie od 3 lat. - To bardzo ogranicza
przyjmowanie nowych osób i jest sprzeczne ze statutem towarzystwa - mówi nasz
rozmówca. - Uważamy, że jawność działania powinna być podstawą towarzystwa; nie
należy nic ukrywać, natomiast zarząd wyraźnie przeszkadza komisji rewizyjnej.
Nowy regulamin wprowadzony przez zarząd miał zapobiec sytuacji, która zdarzyła
się w maju, że z dnia na dzień do towarzystwa wchodzi duża grupa nowych
członków. - Dwa tygodnie przed walnym zgromadzeniem akces do towarzystwa
zgłosiło 19 byłych i obecnych działaczy NZS AP. Zgłosili się do sekretarza KTOZ-
u Anny Baranowskiej, która wpisała ich na listę i wydała legitymacje. Było to
działanie nieprawne, bowiem decyzję o przyjęciu nowych osób musi podjąć zarząd,
zaś legitymacje oprócz podpisu sekretarza wymagają jeszcze podpisu prezesa, a
ja ich nie podpisałam - mówi Jadwiga Osuchowa, prezes KTOZ-u. - Nowi członkowie
przyszli na walne i chcieli wyciąć stary zarząd. Udało im się wprowadzić do
zarządu dwie osoby i dwie do komisji rewizyjnej. Prezes KTOZ-u mówi, że do dziś
nie rozumie motywów, jakie kierowały sekretarzem towarzystwa.
Nasz rozmówca, jeden z byłych działaczy NZS-u, uważa, że ten zbiorowy akces nie
jest niczym dziwnym. - NZS AP był do tej pory członkiem wspierającym KTOZ-u. Co
do udziału w walnym, nikt nas stamtąd nie wyrzucił, nikt nie powiedział, że nie
jesteśmy członkami towarzystwa. Pani prezes przeczy sama sobie: albo jesteśmy
członkami, albo sama jest sobie winna, że dopuściła nas na walne.
Jadwiga Osuchowa zarzuca nowym członkom, że nie da się z nimi współpracować. -
Nic nie robią, nie pomagali w żadnej aukcji bezdomnych zwierząt, jeden z nich
powiedział mi, że pies w mieście nie ma racji bytu. Wszyscy od razu po akcesie
do KTOZ-u dopytywali się o funkcje w zarządzie. To jest rozrabiactwo! Mieliśmy
nadzieję, że młodzi ludzie nam pomogą, tymczasem badają legalność działania
zarządu, choć sami weszli do towarzystwa nielegalnie. A jeszcze zażądali 2 tys.
złotych na
powołanie biegłego rewidenta, który miałby skontrolować towarzystwo.
Dlaczego doszło do takiej sytuacji? - z jednej strony mówi się, że chodzi o
kontrolę nad funduszami towarzystwa, z drugiej, że ma to coś wspólnego ze
schroniskiem dla bezdomnych zwierząt, z którego w ubiegłym roku zwolniono
kierownika.
Jak dowiedzieliśmy się, Referat ds. Współpracy z Organizacjami Pozarządowymi
Wydziału Spraw Społecznych UM, który sprawuje nadzór nad statutową
działalnością stowarzyszeń, otrzymał pismo komisji rewizyjnej. - Jeśli organ
kontrolny występuje do nas z informacją o nieprawidłowościach, musimy zbadać
zarzuty. Sprawdzimy, czy są one zasadne czy też nie.
Już teraz Urząd Miasta przeprowadza kontrolę działalności schroniska oraz KTOZ-
u, także komisja rewizyjna towarzystwa poinformowała, że rozpocznie kontrolę
schroniska. (WT)
Przeglądaj resztę wypowiedzi z tematu
Temat: Czy na Służewcu nie będzie już gonitw koni?
kolejny teren przy ul. Puławskiej
Scenariusz bardzo podobny jak w przypadku firmy Eko-Mysiadło, którą zajął się
znany sędzia Dariusz C. za czasów rządów SLD. Tak się składa, że z biznesami
powiązanymi z tym sędzią sympatyzuje rodzina Kwaśniewskich (były prezydent i
jego małżonka). A było to tak:
cytat ze strony
www.upadloscian.org.pl
"Wejście smoka"
Drastyczny wzrost wartości terenów należących do Eko-Mysiadła ostatecznie
zwrócił uwagę grupy osób związanych z wpływowym sędzią Dariuszem Czajką
angażującym się w ogłaszanie upadłości tych firm, które posiadają atrakcyjne
aktywa gotowe do zbycia.
Po serii kontrowersyjnych upadłości (np. Zakłady Kasprzaka, czy Centrum
Leasingi i Finansów CLiF), przyszła kolej na upadłość Eko-Mysiadła za wszelką
cenę. Termin nie był przypadkowy - właśnie gmina Lesznowola uchwaliła nowy plan
zagospodarowania terenów gminy, co bezpośrednio wielokrotnie zwiększyło wartość
terenów Eko-Mysiadła; dodatkowo właściciel Eko-Mysiadła finalizował program
restrukturyzacji i był przygotowany do spłaty wierzytelności wobec Skarbu
Państwa, co w rezultacie uniezależniłoby go od decyzji urzędników państwa.
Od tego momentu scenariusz zdarzeń jest podobny jak w innych przypadkach, które
opisywane były w prasie, a dotyczyły firm, których wartość majątku przekraczała
wielokrotnie kwotę zobowiązań firmy, a sędzią przewodniczącym składu
orzekającego upadłość był Dariusz Czajka.
"Wymiar (nie)sprawiedliwości" (2005-01-19)
Skład sędziowski orzekający upadłość Eko-Mysiadło jest nie tylko jednomyślny,
ale i za razem identyczny jak w przypadku pozostałych opisywanych przez prasę
kontrowersyjnych upadłości warszawskiego sądu gospodarczego: Dariusz Czajka
(przewodniczący), Adam Tomczyński (zasiada w Zrzeszeniu Prawników Polskich,
którego Czajka jest prezesem), Urszula Wilk (wykłada w szkole EWSPA powiązanej
z Czajką).
Sędzia Dariusz Czajka podczas rozprawy sądowej odmawia
powołania biegłego w
celu oceny możliwości układowych firmy Eko-Mysiadło, uznaje za wystarczające
opinie syndyka, odrzuca wniosek o układ i ogłasza upadłość. Następnie Sąd
Okręgowy nie uwzględnia wniosku o
powołanie biegłego do wyceny nieruchomości.
Sąd Najwyższy natomiast nawet nie podejmuje do rozpatrzenia sprawy, tym samym
uprawomocniając decyzję nieomylnego sędziego Dariusza Czajki.
W ciągu dwóch tygodni dwaj najwięksi wierzyciele składają spełniające warunek
prawny wnioski do
powołania rady wierzycieli. Komisarz Dariusz Czajka odkłada
jednak „do szafy” na pięć miesięcy obowiązek wynikający z Prawa Upadłościowego –
powołania rady wierzycieli, by w między czasie samodzielnie wydać zgodę
syndykowi na sprzedaż z wolnej ręki gruntów Mysiadła (bez procedury
przetargowej) o wartości ponad 0,5 mld. złotych (według wyceny rynkowej).
"Kto da mniej"
Na mocy tego postanowienia syndyk pod nadzorem sędziego komisarza Dariusza
Czajki rozpoczyna procedurę sprzedaży głównych aktywów Eko-Mysiadła bez
przetargu po wielokrotnie zaniżonej cenie. Wtedy też jak opisuje jeden z
tygodników dochodzi do prywatnego spotkania z przedstawicielami firmy Auchan
Polska, na którym grupa ludzi wraz z Waldemarem Bronowskim - pełnomocnikiem
syndyka (a obecnie na stanowisku w komisji rewizyjnej OW Zrzeszenia Prawników
Polskich, którego Dariusz Czajka jest prezesem) omawia w detalach warunki
sprzedaży tak, aby tereny Mysiadła mogły być przejęte przez Auchan za 1/3
wartości.
Przeglądaj resztę wypowiedzi z tematu
Temat: Zakończyła się sprawa dyscyplinarna sędziego Cz...
Krótka historia-czyli jak to robią profesjonaliści
Drastyczny wzrost wartości terenów należących do Eko-Mysiadła ostatecznie
zwrócił uwagę grupy osób związanych z wpływowym sędzią Dariuszem Czajką
angażującym się w ogłaszanie upadłości tych firm, które posiadają atrakcyjne
aktywa gotowe do zbycia.
Po serii kontrowersyjnych upadłości (np. Zakłady Kasprzaka, czy Centrum
Leasingi i Finansów CLiF), przyszła kolej na upadłość Eko-Mysiadła za wszelką
cenę. Termin nie był przypadkowy - właśnie gmina Lesznowola podjęła decyzję o
zmianie przeznaczenia terenów Eko-Mysiadła, co bezpośrednio wielokrotnie
zwiększyło wartość terenów Eko-Mysiadła; dodatkowo właściciel Eko-Mysiadła
finalizował program restrukturyzacji i był przygotowany do spłaty
wierzytelności wobec Skarbu Państwa, co w rezultacie uniezależniłoby go od
decyzji urzędników państwa.
Od tego momentu scenariusz zdarzeń jest podobny jak w innych przypadkach, które
opisywane były w prasie, a dotyczyły firm, których wartość majątku przekraczała
wielokrotnie kwotę zobowiązań firmy, a sędzią przewodniczącym składu
orzekającego upadłość był Dariusz Czajka.
Sędzia Dariusz Czajka podczas rozprawy sądowej odmawia
powołania biegłego w
celu oceny możliwości układowych firmy Eko-Mysiadło, uznaje za wystarczające
opinie syndyka, odrzuca wniosek o układ i ogłasza upadłość. Sąd okręgowy nie
uwzględnia wniosku o
powołanie biegłego do wyceny nieruchomości. Sąd Najwyższy
natomiast nawet nie podejmuje do rozpatrzenia sprawy, tym samym uprawomocniając
decyzję nieomylnego sędziego Dariusza Czajki.
W ciągu dwóch tygodni dwaj najwięksi wierzyciele składają spełniające warunek
prawny wnioski do
powołania rady wierzycieli. Komisarz Dariusz Czajka odkłada
jednak „do szafy” na pięć miesięcy obowiązek wynikający z Prawa Upadłościowego –
powołania rady wierzycieli, by w między czasie samodzielnie wydać zgodę
syndykowi na sprzedaż z wolnej ręki gruntów Mysiadła (bez procedury
przetargowej) o wartości ponad 0,5 miliarda złotych (według wyceny rynkowej z
2000 roku).
Na mocy tego postanowienia syndyk pod nadzorem sędziego komisarza Dariusza
Czajki rozpoczyna procedurę sprzedaży głównych aktywów Eko-Mysiadła bez
przetargu po wielokrotnie zaniżonej cenie. Wtedy też jak opisuje jeden z
tygodników dochodzi do prywatnego spotkania z przedstawicielami firmy Auchan
Polska, na którym grupa ludzi wraz z Waldemarem Bronowskim - pełnomocnikiem
syndyka (a obecnie na stanowisku w komisji rewizyjnej OW Zrzeszenia Prawników
Polskich, którego Dariusz Czajka jest prezesem) omawia w detalach warunki
sprzedaży tak, aby tereny Mysiadła mogły być przejęte przez Auchan za 1/3
wartości.
Pełnomocnik syndyka Waldemar Bronowski następnie udziela wywiadów w prasie o
braku zainteresowania inwestorów zakupem terenów Eko-Mysiadła, sugerując
obniżenie ceny i wyrażając obawy, iż ze sprzedaży nie starczy na pokrycie
wierzytelności. Tymczasem inna firma - poznański Selgros - nieustannie
potwierdza gotowość sfinalizowania transakcji po cenie trzykrotnie wyższej od
tej uzgadnianej przez syndyka z Auchan. Syndyk jednak nie jest zainteresowany
tą transakcją i kontynuuje realizację planu z korupcyjnego spotkania z dyrekcją
Auchan, a ostatecznie jak wynika z akt sprawy z przesłuchań w prokuraturze,
syndyk występuje do Selgrosu z zapytaniem czy nie chcieliby zakupić teren Eko-
Mysiadła ale od Auchan jako pośrednika...
Szczegóły pod
www.upadloscian.org.pl
Przeglądaj resztę wypowiedzi z tematu
Temat: Trudno uwierzyć w takie partactwo
Trudno uwierzyć w takie partactwo
Przeczytałem artykuł w piatkowych "Nowinach" i złapałem się za głowę, bo nie
mieści się w niej, że coś takiego mogło się zdarzyć. Zresztą przeczytajcie
sami:
Szkolny błąd prokuratora Ragana
Podejrzewany przyznał się do winy, więc prokurator stwierdził, że dowody nie
są potrzebne
TARNOBRZEG. Policja zabezpieczyła odciski palców sprawcy fałszywego alarmu
bombowego w kolbuszowskim szpitalu. Prokurator Jan Ragan uznał jednak, że nie
ma potrzeby, aby sprawdzić, czy zostawił je podejrzany o to ten makabryczny
dowcip - Piotr K. Oskarżył 21-latka o popełnienie przestępstwa, za które
grozi mu kara do ośmiu lat więzienia.
W grudniu ub. r. młody mężczyzna zadzwonił z budki telefonicznej w Woli
Rusinowskiej na centralę wspomnianego szpitala z informacją o położeniu
bomby. Policyjni pirotechnicy błyskawicznie uwinęli się z przeszukaniem
budynku, toteż ewakuacja 105 pacjentów nie była konieczna. Na trop Piotra K.
śledczy wpadli, bo dowiedzieli się, że trzymały się go głupie dowcipy. Po
zatrzymaniu, 21-latek przyznał się do winy.
- Przyznałem się, bo policjanci obiecali mi, że jak to zrobię, to wrócę do
domu - mówi Piotr K. - A jeśli nie, zawiozą mnie do więzienia w Załężu. A ja
byłem wtedy chory na grypę i bardzo bałem się więzienia. Sprawcami alarmu
są... (wymienił nazwiska), ja nie mam z tym nic wspólnego.
Choć policja na aparacie telefonicznym zabezpieczyła odciski palców oraz
ślady biologiczne i osmologiczne "bombiarza”, nadzorujący śledztwo prokurator
Jan Ragan z Prokuratury Rejonowej w Kolbuszowej uznał, że nie ma potrzeby
sprawdzić, czy należą do Piotra K. Nie zdecydował się nawet na
powołanie
biegłego z zakresu daktyloskopii, którego opinia byłaby koronnym dowodem
winy, lub niewinności podejrzanego. Jak sprawdziliśmy, koszt takiej
ekspertyzy to ok. 300-400 zł.
- Nie zleciłem porównania śladów linii papilarnych, bo nie było takiej
potrzeby. Podejrzany przyznał się przecież do winy - mówi prok. Jan Ragan -
Nie uważam, że popełniłem błąd.
Piotr K. przed Sądem Okręgowym nie przyznał się do winy. Jego koledzy
(świadkowie w procesie), z którymi przebywał w dniu alarmu, także są
przekonani, że na pogotowie dzwonił ktoś inny, a Piotrek został zwyczajnie
wrobiony.
Prof. Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: Czasy, kiedy
przyznanie się do winy było jedynym, ale wystarczającym dowodem dla sądu,
dawno minęły. Prokurator popełnił w tej sprawie ewidentny błąd, bo
podejrzany, choć był niewinny, mógł mieć wiele powodów, aby przyznać się do
winy - np. chciał kogoś kryć sprawcę. Cieszy mnie postawa sądu, który sam
postanowił naprawić ten błąd, choć mógł zwrócić sprawę prokuraturze - co
znacznie wydłużyłoby w czasie kosztowną procedurę...
Wojciech Malicki
09. Grudnia 2004 20:53
Przeglądaj resztę wypowiedzi z tematu
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwitch-world.pev.pl
Strona
4 z
4 • Wyszukano 179 wyników •
1,
2,
3,
4