Oglądasz wypowiedzi wyszukane dla słów: Powrót do dzieciństwa
Temat: warsztat 33
karty Kity
> Pod Asem Pucharów (karta mamy Canady) jest As Buław (karta – co pociągało
> ). Na moich kartach (Hanson Roberts) Buława jest zakończona rozkwitającym kwiat
> em. Pierwsze moje skojarzenie dotyczyło tych dwóch kart, które pasują do siebie
> jak kwiat do wazonu Z jednej strony interpretuję to jako informację, że to
> co tam robiły bardzo odpowiadało mamie Canady i w jakiś sposób dawało jej pocz
> ucie pełni. Z drugiej strony wstawienie kwiatów do wazonu jest przeniesieniem p
> iękna z naturalnego środowiska w sztuczne warunki, ale dające możliwość oglądan
> ia piękna. Pasuje mi więc hasło: „piękno w sztucznych warunkach – d
> o oglądania/ odczuwania”.
Wspaniałe skojarzenie – piękna, ale zurbanizowana okolica. Wokół woda i zieleń.
> Canada (4 Denarów) skojarzyła mi się z kierowcą (była niedawno taka interpretac
> ja). Canada albo jechała z mamą prowadząc samochód, albo (i ku temu bardziej si
> ę skłaniam) była w jakimś sensie przewodnikiem w ich wyprawach (całość kojarzy
> mi się z wyprawą w jakieś miejsce, a nie z czymś robionym w domu).
Dokładnie tak – pakowałam mamę do samochodu i jechałyśmy nad Sekwanę.
> 4 Denarów przechodzi w Pazia Denarów (karta co robiły). Canada jest przewodniki
> em, ale nie fachowcem – sama również się uczy. Denary tutaj kojarzą mi si
> ę z poznawaniem, ze zbieraniem jakiejś wiedzy oraz z systematycznością. Myślę,
> że pod przewodnictwem Canady systematycznie coś poznawały.
I znowu dobrze! Ja również się uczyłam jeździć, chociaż miałam w tym trochę
więcej doświadczenia od mojej mamy.
> Co robiły: Paź denarów, Księżyc, 6 Pucharów. Myślę, że w tym co robiły ważne by
> ło odczuwanie (Księżyc, Puchary). Księżyc kojarzy mi się również z tym, że to c
> o robiły – robiły cały dzień do nocy. 6 Pucharów potwierdza moje przypusz
> czenie, że to co robiły polegało na oglądaniu piękna, bo chłopczyk z karty przy
> gląda się kwiatkom w doniczce – i tu ponownie pojawia się symbol piękna w
> sztucznych warunkach, czy też piękna utworzonego ręką człowieka...
Wszystkie te trzy karty sugerują
powrót do
dzieciństwa. Po prostu bawiłyśmy się
jak dzieci ucząc się jazdy na kółkach przytwierdzonych do butów (Paź Denarów jak
nic). Przy okazji podziwiałyśmy piękne otoczenie.
> Co oglądały? I tu mam dwa skojarzenia. Księżyc pasuje mi zarówno do dzikich zwi
> erząt lub zwierząt, co byłoby zgodne z kartą Moc (z Lwem ujarzmionym) (co pocią
> gało) oraz również pasuje mi do dzieł artystów. Karta Moc wtedy oznaczałaby, ż
> e pociągały je dzieła wielkich artystów. Również mogłaby oznaczać, że to co rob
> iły ładowało je energetycznie i dostarczało moc wrażeń.
> Skojarzenia: zwiedzały Luwr, spacerowały po wielkim ZOO lub po parkach.
Z dzikich zwierząt były jedynie kaczki na wodzie. Wrażeń za to miałyśmy mnóstwo.
Tradycyjnie parkowałam auto niedaleko Luwru i najchętniej jeździłyśmy bulwarem
nabrzeżnym wzdłuż Luwru właśnie!
> Związek z miejscem: 9 Pucharów, 8 Mieczy. 9 Pucharów kojarzy mi się z tradycją.
> To miejsce w którym spędzały wolne dnie może być wizytówką Paryża lub Francji.
> Luwr by pasował. 8 Mieczy sugeruje, że miejsce to jest zamknięte, strzeżone. W
> ięc raczej nie parki. Może być Luwr, może być ZOO (może być jeszcze coś co nie
> przyszło mi do głowy, oczywiście).
Samo centrum Paryża, jego wizytówka jak najbardziej. A miejsce do jeżdżenia na
wrotkach tradycyjnie w weekendy było zamknięte, ale dla samochodów, dla pieszych
już nie. Wjazd był pozagradzany barierkami, cały ruch samochodowy odbywał się
wtedy górnym poziomem nabrzeżnego bulwaru.
> Żeby to rozstrzygnąć zadaję dodatkowe pytanie: co było w tym miejscu. Wyciągnę
> łam Króla Buław. Bardziej mi to pasuje do dzieł wielkich malarzy (Buława –
> ; pędzel) niż do uwięzionych zwierząt.
> Odpowiadam: Canada z mamą spędzały wolne dnie w Luwrze, wybierając się tam na c
> ały dzień od rana do wieczora.
No nie, cały dzień do wieczora to byśmy nie dały na tych wrotkach rady...
> Robiły to w wolne dnie, aby mieć na to cały dzień czasu. To była wyprawa (Rycer
> z Pucharów (w)) wymagająca czasu. Nie wykluczone, że brały z sobą wałówkę (Puc
> har w ręku rycerza). 5 Monet kojarzy mi się z dużym kosztem wejścia na teren Lu
> wru. Cesarz z organizacją. Może w dnie wolne były tam coś organizowane np. jaki
> eś dodatkowe pokazy?
Wałówki nie brałyśmy, ale wodę do picia tak.
> Jeszcze karty na kontynuację (5 Pucharów, Rycerz Mieczy) kojarzą mi się z tym,
> że mama Canady, owszem, nadal kontynuuje (Puchary – jej karta), ale to ju
> ż nie to co wtedy – brakuje albo świeżości i pierwotnego zapału, albo bra
> kuje Canady jako współuczestnika... Canada nie kontynuuje, odcięła się (Król Mi
> eczy).
Sama prawda, mama dalej jeździ, a ja jakoś nie. Chociaż kto wie...
Karty Kity – modyfikacja
Chodziło mi o odkrycie czegoś na własny użytek i o robienie czegoś po raz
pierwszy w życiu. Twoja pierwsza interpretacja, chociaż trochę różniąca się od
interpretacji innych osób była doskonała. Wyprawy w celu zwiedzania kraju też
organizowałyśmy sobie czasami, ale nie o to chodziło w tym warsztacie.
Nasza rozrywka wychodziła tanio (oprócz początkowej inwestycji w sprzęt) i była
możliwa w okolicy, w której najbardziej się nam podobało jedynie w weekendy; w
pozostałe dni po nabrzeżach jeździły samochody.
Przeglądaj resztę wypowiedzi z tematu
Temat: fatalne skutki psychoterapii
ej bszalach ukułaś niechcący, trafiłaś na zły nastrój, z nią nie jest tak źle, jak myślisz...
natomiast kwiecie_gruszki, to jest naprawdę dobra życzliwa i z sercem udzielona rada, nikt tu nic głupiego o Tobie nie pisze
ale nie w przypadku tej kobiety konkretnie, wiemy o kogo chodzi, wiemy, że ją guzik obchodzi nasze samopoczucie, wiemy, że była to rutyna i masówka, jak kolonie, przepęd bydła...
trudno mi byłoby poprosic o cos kogos, kto zranił, i ranił, ale gdybym wiedział, że warto, zrobiłbym to, dałbym mu jedną szanse, drugą szanse, trzecią szanse...
jeżeliby mnie coś z tego zostało, dawałbym mu szanse w nieskończonośc
gdybym wiedział, że jest warto...
Ze swoimi problemami, proponuje udac się do osób życzliwych, takich, którzy naprawdę chcą nam pomóc, którzy się nami przejmą, a nie budują na dzień dobry mur, z poza którego wystrzeliwują czasami celne czasami chybione o kilometr uwagi jak łucznik, łucznik siedzi wysoko, tam jest bezpieczny, ma poczucie wyższości, nie boi się, ale gdy mur zacznie pękac, wpadnie w panikę...
Czyżby ta kobieta cholernie się bała?
Ech, druga częsc postu zostanie zapewne odebrana jako obrona moich problemów...
Co jest, że grupa się ode mnie nie odsuneła, nie dostawałem tak bolesnych uwag, raczej wsparcie lub głupie komentarze (czyli Ja na Twoim miejscu zrobiłabym to, i nie rozumiem, dlaczego... Przecież to matka, ona Cie kocha zrozum ją, wybacz jej... ona ma prawo Cię wychowyac (a ty nie masz prawa cierpiec) mówiła mi inna matka, również poświecająca całe życie dla dzieci i ograbiająca je z wolności) czułem się lubiany przez parę osób, czułem sympatię w stosunku do siebie. Co do komentarzy, standart jak na grupy, byleby ktos cos na bierzaco robił z tym, co się dzieje wśród ludzi, a wystarczy się wtrącic.
Czułem w środku szał emocji, z którym przyszedłem, który strasznie męczył, których nie mogłem wyrazic, bo atmosfera była jak na pogrzebie, sztywna, skrępowana, milczało się na sesji, sam wtedy zaczynałem mówic osobie, rzadko kiedy wcześniej czułem się tak aktywny w grupie, byłem wcześniej bardzo niepewny, po każdej sesji czułem się zdołowany i myślałem sobie, no tak, zapewne nigdy nie wyzdrowieje, moje problemy są olbrzymie, konieczna jest moja głęboka, długoletnia psychoanaliza,
powrót do
dzieciństwa, zapewne ktos mnie zgwałcił w
dzieciństwie (co nie jest prawdą), nie ma już nadzieji, nie warto, ale muszę wytrwa tutaj, muszę przejśc to do końca, muszę byc twardy, bo to moja jedyna nadzieja na wyzdrowienie (dokładnie!, bezsens).
Gdy skończyła mi się energia, zaprzestałem przychodzenia.
Ludzi o swoich problemach opowiadali sobie po sesji, było się wtedy życzliwym (też to pewnie standart, ale sesje to 2 godziny katorgii przerywnej krótkimi ostrymi, nie łagodzonymi (czyli nie zakończonymi, nierozwiązanymi) dyskusjami, które i tak zżerają olbrzymie zapasy energii, czułem się jak na amerykańskich filmach i brytyjskich serialach, które w satyrycznym świetle pokazują, jak wygląda grupa wsparcia (czyli tam: milczy banda ciołków i się ślini - bardzo okrutny i ostry punkt widzenia))
Kurcze, już nawet na pewnym mitingu AA, jak byłem kiedyś sobie dla przyjemności, to było żywiej i weselej i swojsko, mimo że opowiadano o umieraniu, ludzie byli bardziej otwarci.
Tutaj efekt próżniactwa grupowego i rozproszenia odpowiedzialności, w sumie łatwa praca, no bo po co zapewniac atmosferę, poczucie bezpieczeństwa, zachęcac, starac się? siedzą sobie kołki i milczą, a ja popijam herbatkę, to moja 328 grupa w życiu, nudy na pudy, idę sobie zapalic...)
Paszkwil, wiem. Wiem tylko, że najwięcej w grupach wnoszą osby nabradziej bliskie zdrowia, ze zdrowym osądem, nie bojące się dawac jasnych, nie krzywdzących komentarzy...
Kultura też jest ważna.
Biernośc terapeuty nie.
Utrzymywałem kontakt z osobami z grupy i miałem identyczne odczucia wobec tej kobity prowadzącej.
I co z tym hartowaniem do cholery? (To tak to pewnej pani, znanej psychiatry, która powiedziała mi, że jak pójde do grupy, to będe musiał sie nauczyc tego i owego, by w niej przeżyc).
Wiem, że na świecie jest dużo wrednych ludzi, ale
a) W grupie terapeutycznej nie powinno tak byc, takich ludzi to oni mają u siebie w domu na co dzien (czy wpracy czy wherever), i dlatego tu są.
b) Już dużo ludzi skończyło jako ozdoba własnej lampy łazienkowej dzięki tym wrednym.
Więc ludzie, zastanówicie się, i przestańcie wierzyc w bajki, że wszyscy i zawsze... Np:
Wszyscy terapeuci są wspaniali, zawsze sympatyczni, cierpliwi z założenia, nigdy nie odreagowują się na grupie, nie mają swoich głębokich, nierozwiązanych problemów, dają sobie radę z życiem, nigdy nie są smutni, nie mają złego nastroju
(ach warto to jednak o nich wiedziec..., czy są smutni, weseli, a nie widziec, czy zachowują się jak posąg, jak wtedy można odczuwac empatie, czuc tylko dezorientacje - przeniesienie przeniesieniem, daje dużo, ale zawieranie uczuc ograbia relacje z autentycznosci - więc jak wtedy do cholery mamy tworzyc zespół?)
,są wszechwiedzący i mądrzy, zawsze wiedzą, co robią i nie popełniają nigdy, przenigdy błędów...
(bez komunałów w stylu - w życiu zawsze cos jest kosztem czegoś; bo tak na prawdę jak się nie wie, co się lubi, to się lubi, co się ma)
Wyszedł mi ironiczny paszkwil, co nie było moim zamiarem, chodziło mi o słowa: zawsze, wszyscy, nigdy...
Znam jeszcze parę innych przypadków, które kwalifikowały by się do odebrania licencji - typu opowiadanie człowiekowi na skraju psychozy (mnie) o psychopacie wyjadającym mózg chłopców łyżeczką... paru zjadł, jeden uciekł, ale ten i tak do końca życia nie bedzie już mógł mówic (tzn. ma zdaję się uszkodzony ośrodek Wernickiego), to pamiętam.
Miłe, prawda? No i co? I to nie była terapia strachem, tak się z psychiatry po prostu zaczęło ulewac.
I co jest fajnego w żartach o kaftanach w szpitalu psychiatrycznym, niech ktos mi powie, bo ja nie rozumiem? Atmosfery one nie oczyszczają.
Ech, znowu ku.. niepotrzebnie rozdrapuje stare rany. Tu się sajgon robi. Szkoda mi mojej uwagi, czasu, energii, szkoda mi mojego dobrego nastroju.
Potrzebny mi był terapeuta z sercem.
Przeglądaj resztę wypowiedzi z tematu
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwitch-world.pev.pl
Strona
3 z
3 • Wyszukano 186 wyników •
1,
2,
3