Zauważ jednak, że temat ten -- choć bardzo ciekawy i sam go w końcu
wywołałem -- nie ma większego wpływu na naszą dyskusję.
Jasne - przecież to wątek poboczny, OT, tak jak chciałeś :-)
Czy naprawdę polski tekst wygląda dobrze, kiedy co chwila przejawiają się w
nim wyrazy "Olavsson", "bitting", "lagmann" i podobne? Myślę, że wątpię.
I tu się właśnie różnimy poglądami. Ja uważam, że to właśnie wzbogaca tekst i
nadaje mu szczególny posmak egzotyki - Ty przeciwnie. Pewnie się nawzajem nie
przekonamy, zresztą nie było to wcale moim zamiarem; po prostu podzieliłem się
swoimi odczuciami, które uważam za na tyle mocne i ważne, że warto się nimi
podzielić i dać innym temat do przemyślenia.
Mam na myśli zarówno spolszczanie imion, jak i samej ich pisowni, bo ktoś
mógłby nabrać błędnego przekonania, że istnieje angielskie imię "Dżon"
zamiast "John" - tak, jak norskie "Olafson" zamiast "Olavsson" (przesadzam,
oczywiście, pokazując efekty konsekwentnego postępowania - to się nazywa
argumentacja przez reductio ad absurdum).
A w ogóle, to zawsze warto zadać sobie pytanie: Po co to robię? Jaki cel chcę
osiągnąć robiąc coś (np. spolszczając) lub nie? I jaki cel _rzeczywiście_
zostanie osiągnięty? Kiedy znajdzie się na to odpowiedź (zwłaszcza na to
ostatnie pytanie), to można robić swoje i z podniesioną przyłbicą śmiało
odpierać każdą krytykę.
Dlatego zmieniłem je na "Olafsson",
A dlaczego pozostawiłeś podwójne "s"? :-)
A, to rozumiem. Nie raziła Cię chyba jednak -- żeby daleko nie szukać --
forma "Apacze"? :-)
Nie :-) Pewnie dlatego, że poznałem ją najpierw, jeszcze zanim zdałem sobie
sprawę, że może być nieoryginalna. Teraz uważam, że jej spolszczenie było
uzasadnione, aż z dwóch powodów: Pierwszy to praktyczna nieodmienność nazwy
oryginalnej: Apache (wym. Apaczi), l.mn. Apache/-es - to jak po polsku,
Apachisowie? Apachisi? Brzmi raczej głupio. Inna sprawa, że gdyby słowo było
jeszcze nieznane, dzisiaj możnaby się poważnie zastanawiać... Może to dlatego,
że przed wojną spolszczano znacznie gorliwiej niż dzisiaj, zakładając słabszą
znajomość języków "pod strzechami" i zazdrośnie strzegąc zagrożonej polskości
(tak to sobie tłumaczę).
Drugi dotyczy samej pisowni ch/cz - przecież to wyraz nieangielski, więc zapis
fonetyczny po polsku jest równie dobry, jak po angielsku.
Swoją drogą ten temat nurtuje mnie od dawna - często nie wiem, jak właściwie
odczytać nieznane mi imiona i nazwy z języków nie używających alfabetu
łacińskiego, nie wiedząc, jakiej konwencji użyto przy tłumaczeniu z
angielskiego - czy to, co czytam, jest zapisane po polsku czy po angielsku
("w", "ch" itp.)?
Z adwersarskim pozdrowieniem
AdamS
| | 2. W angielskiej wersji mam słynne "and/or".
| Wolę się narazić polonistom niż prawnikom i stosuję "i/lub".
| To jest poważny argument. :-) Wychowywanie prawników zostawię komuś
| innemu.
Od czasu, gdy kilku znajmym prawnikom (też nim jestem) musiałem tłumaczyć
różnicę między alternatywą zwykłą, a rozłączną i że można to wyrazić
odpwoiednim spójnikiem (!) sam zacząłem w pisanych przez siebie umowach i
ugodach stosowac tę angielską kalkę i/lub.
Na dodatek powiem, że nasz ustawodawca wcale nie jest konsekwentny w
poprawnym stosowaniu tych spójników i czesto wstawia lub, tam, gdzie
wyraxnie chodzi o albo
Sprawa tak naprawdę jest bardziej złożona i to z co najmniej dwóch powodów.
Pierwszy dość prozaiczny. Przypisanie słów "lub" i "albo" odpowiednio
alternatywie zwykłej i wykluczającej to stosunkowo niedawny postulat nie
mający wiele wspólnego z tym, jak tych słów od stuleci używano i nadal się
używa w naturalnym języku polskim. W związku z tym nawet przestrzegania
takiego rozróżnienia po stronie nadawcy nie gwarantuje jednoznaczności
przekazu, chyba że się na początku komunikacji doda odpowiednią
metadeklarację (w niniejszej umowie "lub" oznacza logiczną alternatywę
zwykłą, a "albo" logiczną alternatywę wykluczającą).
Drugi powód jest poważniejszy. Oprócz jednoznacznych operatorów trzeba
jeszcze mieć do dyspozycji konwencję określającą ich zasięg (a co za tym
idzie interakcje z negacją, kwantyfikatorami, modalnościami itp.), a
tymczasem w języku naturalnym nie ma nawiasów. Weźmy przykład:
(A) Przewoźnik zobowiązuje się do przewozu ludzi i zwierząt.
Czy to znaczy, że
1) Przewoźnik zobowiązuje się do przewozu (ludzi i zwierząt),
czyli tylko do jednoczesnego przewożenia ludzi i zwierząt, czyli ludzi bez
zwierząt nie,
czy też:
2) Przewoźnik zobowiązuje się (do przewozu ludzi) i (do przewozu<
zwierząt),
gdzie "do przewozu" jest w pierwotnym zdaniu jak gdyby wyłączone przed
nawias,
czyli, jeszcze bardziej rozwijając:
Przewoźnik zobowiązuje się do przewozu ludzi i Przewoźnik zobowiązuje się do
przewozu zwierząt.
Otóż często takim sformułowaniom rozsądne jest przypisać interpretację (2).
Weźmy teraz zdanie takie:
(B) Przewoźnik zobowiązuje się do przewozu ludzi lub zwierząt.
To zdanie ma oczywiście też dwie interpretacje:
1) Przewoźnik zobowiązuje się do przewozu (ludzi lub zwierząt),
czyli niezależnie od tego, czy będą same zwierzęta, czy sami ludzie, czy
ludzie i zwierzęta jednocześnie, Przewoźnik jest zobowiązany do ich
przewiezienia,
oraz
2) Przewoźnik zobowiązuje się (do przewozu ludzi) lub (do przewozu<
zwierząt),
gdzie "do przewozu" jest w pierwotnym zdaniu jak gdyby wyłączone przed
nawias,
czyli, jeszcze bardziej rozwijając:
Przewoźnik zobowiązuje się do przewozu ludzi lub Przewoźnik zobowiązuje się
do przewozu zwierząt,
czyli zdanie jest prawdziwe, nawet jeśli prawdziwy jest zaledwie jeden
człon, np. Przewoźnik zobowiązuje się do przewozu zwierząt (natomiast nie
zobowiązuje się do przewozu ludzi).
Otóż tak się składa, że interpretacja (2) zdania z "i" (A) i interpretacja
(1) zdania z "lub" (B) są równoważne. I właśnie - wydaje mi się - zapis
"i/lub" wybiera te interpretacje, a odrzuca dwie pozostałe, tzn. mówi:
| przyjmij taką interpretację, aby znaczenie z "i" przy jednym postawieniu
| nawiasów było równoważne znaczeniu z "lub" przy innym<<.
No i się nagadałem.
U¿ytkownik "Roman Rumpel" <rom@screwspam.gazeta.plnapisa³ w wiadomo¶ci
| U¿ytkownik "WitCha" <ci@don.vitonapisa³ w wiadomo¶ci
| | | 2. W angielskiej wersji mam s³ynne "and/or".
| Wolê siê naraziæ polonistom ni¿ prawnikom i stosujê "i/lub".
| To jest powa¿ny argument. :-) Wychowywanie prawników zostawiê komu¶
| innemu.
| Od czasu, gdy kilku znajmym prawnikom (te¿ nim jestem) musia³em t³umaczyæ
| ró¿nicê miêdzy alternatyw± zwyk³±, a roz³±czn± i ¿e mo¿na to wyraziæ
| odpwoiednim spójnikiem (!) sam zacz±³em w pisanych przez siebie umowach i
| ugodach stosowac tê angielsk± kalkê i/lub.
| Na dodatek powiem, ¿e nasz ustawodawca wcale nie jest konsekwentny w
| poprawnym stosowaniu tych spójników i czesto wstawia lub, tam, gdzie
| wyraxnie chodzi o albo
Sprawa tak naprawdê jest bardziej z³o¿ona i to z co najmniej dwóch powodów.
Pierwszy do¶æ prozaiczny. Przypisanie s³ów "lub" i "albo" odpowiednio
alternatywie zwyk³ej i wykluczaj±cej to stosunkowo niedawny postulat nie
maj±cy wiele wspólnego z tym, jak tych s³ów od stuleci u¿ywano i nadal siê
u¿ywa w naturalnym jêzyku polskim. W zwi±zku z tym nawet przestrzegania
takiego rozró¿nienia po stronie nadawcy nie gwarantuje jednoznaczno¶ci
przekazu, chyba ¿e siê na pocz±tku komunikacji doda odpowiedni±
metadeklaracjê (w niniejszej umowie "lub" oznacza logiczn± alternatywê
zwyk³±, a "albo" logiczn± alternatywê wykluczaj±c±).
Drugi powód jest powa¿niejszy. Oprócz jednoznacznych operatorów trzeba
jeszcze mieæ do dyspozycji konwencjê okre¶laj±c± ich zasiêg (a co za tym
idzie interakcje z negacj±, kwantyfikatorami, modalno¶ciami itp.), a
tymczasem w jêzyku naturalnym nie ma nawiasów. We¼my przyk³ad:
(A) Przewo¼nik zobowi±zuje siê do przewozu ludzi i zwierz±t.
Czy to znaczy, ¿e
1) Przewo¼nik zobowi±zuje siê do przewozu (ludzi i zwierz±t),
czyli tylko do jednoczesnego przewo¿enia ludzi i zwierz±t, czyli ludzi bez
zwierz±t nie,
czy te¿:
2) Przewo¼nik zobowi±zuje siê (do przewozu ludzi) i (do przewozu<
zwierz±t),
gdzie "do przewozu" jest w pierwotnym zdaniu jak gdyby wy³±czone przed
nawias,
czyli, jeszcze bardziej rozwijaj±c:
Przewo¼nik zobowi±zuje siê do przewozu ludzi i Przewo¼nik zobowi±zuje siê do
przewozu zwierz±t.
Otó¿ czêsto takim sformu³owaniom rozs±dne jest przypisaæ interpretacjê (2).
We¼my teraz zdanie takie:
(B) Przewo¼nik zobowi±zuje siê do przewozu ludzi lub zwierz±t.
To zdanie ma oczywi¶cie te¿ dwie interpretacje:
1) Przewo¼nik zobowi±zuje siê do przewozu (ludzi lub zwierz±t),
czyli niezale¿nie od tego, czy bêd± same zwierzêta, czy sami ludzie, czy
ludzie i zwierzêta jednocze¶nie, Przewo¼nik jest zobowi±zany do ich
przewiezienia,
oraz
2) Przewo¼nik zobowi±zuje siê (do przewozu ludzi) lub (do przewozu<
zwierz±t),
gdzie "do przewozu" jest w pierwotnym zdaniu jak gdyby wy³±czone przed
nawias,
czyli, jeszcze bardziej rozwijaj±c:
Przewo¼nik zobowi±zuje siê do przewozu ludzi lub Przewo¼nik zobowi±zuje siê
do przewozu zwierz±t,
czyli zdanie jest prawdziwe, nawet je¶li prawdziwy jest zaledwie jeden
cz³on, np. Przewo¼nik zobowi±zuje siê do przewozu zwierz±t (natomiast nie
zobowi±zuje siê do przewozu ludzi).
Otó¿ tak siê sk³ada, ¿e interpretacja (2) zdania z "i" (A) i interpretacja
(1) zdania z "lub" (B) s± równowa¿ne. I w³a¶nie - wydaje mi siê - zapis
"i/lub" wybiera te interpretacje, a odrzuca dwie pozosta³e, tzn. mówi:
| przyjmij tak± interpretacjê, aby znaczenie z "i" przy jednym postawieniu
| nawiasów by³o równowa¿ne znaczeniu z "lub" przy innym<<.
a wniosek z tego taki, że przepisy prawne powinny być sformułowane z
użyciem zapisu logicznego ;-)
Już chowam głowę w piach
Waldek
=TheO= wrote:
[pelna zgoda]
Obejrzyjcie jak najszybciej, NG jest bardzo ciekawym tematem do
rozmowy :).
_____
pozdrawiam,
theo.
Widzialem w piatek. ;-)))
I nasunelo mi sie kilka spostrzezen. Chociaz film
rzeczywiscie robi duze wrazenie uwazam go tylko jako
bardzo dobry.
Nie nazwalbym go tez horrorem. Az do ostatniej sceny,
w ktore to Deep wchodzi do zamku otwierajac owe dziewiate
wrota jest to bardzo sprawnie zrealizowany thriller.
Mimo, ze doskonale buduje nastroj i trzyma w napieciu
niestety minusem wydaje sie byc scenariusz - nieco
zbyt przewidywalny Mozna sie spodziewac co dalej nastapi,
co chyba nie powinno miec miejsca. Dlaczego wiec film wciaga?
Chyba glownie z dwoch zasadniczych powodow.
Pierwszy to bardzo wyraziste i niejednoznaczne postaci glownych
bohaterow, umiejetnie skrywajacych swoje prawdziwe cele.
Drugi to ewolucja Corso, czlowieka niewierzacego, agnostyka,
ktory stopniowo zostaje opetany przez szatana.
Czy aby na pewno opetany? Otoz tu chyba tkwi sedno.
Szatan przedstawiony jest w filmie jako przewodnik czlowieka po
zyciu. Jako doskonaly znawca swiata i ludzkich charakterow.
Jako straznik nieprzemijalnych wartosci - poczynajac od milczenie
jest zlotem - ktorym ulomny i grzeszny czlowiek nie jest
w stanie dochowac wiernosci i ktore sa jak wyrzut sumienia
porazajacy maluczkich. Przestaje dziwic, ze Corso ulegl pokusie.
Albo raczej czarowi. W ogole diable wypada korzystniej gdy nie
pojawia sie osobiście, niz gdy go widzimy (jak chociazby w Adwokacie
Diabla).
Pora na spojler.
Duze wrazenie zrobila na mnie scena wtargniecia profesora Balkana
na czarna msze i jego monolog. Ewidentne zwyciestwo
naukowca, czlowieka wyksztalconego szanujacego wiedze
w konfrontacji z banda znudzonych snobow szukajacych podniety,
nieświadomych w co sie bawia. Chociaz w momencie smierci Balkana
mamy wrazenie ze wlasnie konczy szaleniec, zakonczenie filmu jemu
przyznaje racje - rycina byla sfalszowana.
Polanski nie zawiodl.
Dawno chyba nie bylo filmu, ktory by w tak zbalansowany sposob
oddzialywal na intelekt jak i emocje.
Napiecie bylo, klaustrofobiczny nastroj osaczenia bohatera tez,
ciekawe i ciekawie przedstawione tlo wydarzen (wreszcie
nie spoceni faceci biegajacy z automatami po ulicach z walizka
dolarow), zakonczenie pozostawalo zagadka, nie bylo zadecia,
a wiele scen bylo rozegranych w tonacji lekkiej,
bez mala komediowej, jak chocby owa czarna msza.
Z drugiej strony swietnie dobrana symbolika traktujaca o sprawach
ponadczasowych nie pozwalala na pozbycie sie mrowienia w krzyzu.
Glowna role pelnily tu zwlaszcza znakomite ryciny.
Moze wiec jednak horror?
Pozdrawiam,
Zbych
Marcin J. Kowalczyk pisze:
| super ze jestes burakiem i wpychasz sie w kolumne aut zamiast grzecznie
| jechac. Wszyscy maja stac bo TY jedziesz i TOBIE sie spieszy.
Kolego, a wyjaśnij mi po cholerę np. w Twojej Częstochowie są na długich
odcinkach DK1 nie tylko dwa ale i trzy pasy ruchu do jazdy w tym samym
kierunku, jeżeli według Ciebie i Tobie podobnych należy "grzecznie" jechać
jednym, bo gdzieś tam z przodu jest zwężenie o którym wiesz tylko Ty i
osoby, które jeżdżą tam często?
Skoro jeździsz na pamięć i masz taką zachciankę aby zajmować akurat ten
najbardziej zakorkowany pas ruchu bo on jest przejezdny choć zajęty to
Twoje prawo i nikt Ci go nie odbiera. Ale dlaczego nazywasz burakiem kogoś
kto ośmielił się wykorzystać wolny pas ruchu? Chyba, że masz na myśli pas
wyznaczony np. do skrętu ale to dopiero od miejsca, w którym takie
przeznaczenie pasa regulują odpowiednie znaki. Z opisu kolegi Grzegorza
nic takiego nie wynika, więc... chyba powinieneś go przeprosić. :-|
Akurat tak się składa, że gdy ostatnim razem przejeżdżałem przez
Częstochowę kilka miesięcy temu kilka kilometrów za miastem w kierunku
Katowic na jedynce było przewężenie - jeden pas wyłączony. Również znalazł
się ktoś (nawet nie jeden) kto miał pretensje, że ktoś inny ośmiela się
jechać pasem, który za pół kilometra się zamyka. "Przecież macie CB i
dobrze wiecie, że tam jest zwężenie to dlaczego się pchacie". Na moje
pytanie czy skoro o zwężeniu słyszałem już kilka kilometrów przed
Częstochową powinienem jego zdaniem ja i mnie podobni przez całe miasto
jechać prawym pasem nie potrafił odpowiedzieć.
A dlaczego u nas zamek nawet najprostszy 2 w 1 nie wychodzi? Z kilku
prostych powodów: pierwszy to taki, że jadący pasem przejezdnym czują się
tak jak Ty "robionymi przez cwaniaków na szaro", więc nie wpuszczają
innych bo to cwaniaki i już. Po drugie jadący pasem kończącym się często
muszą kombinować i szukać kogoś, kto ich wpuści, bo trafiają właśnie na
czujących się rolowanymi, którzy za nic ich nie chcą wpuszczać. Do tego
dochodzi trzeci rodzaj kierowców, którzy jak tylko zorientują się, że
gdzieś tam daleko jest zamknięcie pasa, którym jadą, to natychmiast się
usiłują dostać na ten przejezdny bo może później ich nikt nie wpuści więc
lepiej od razu zająć pozycję na przejezdnym choć już zatłoczonym pasie (co
powoduje wydłużenie korka na przejezdnym pasie) zamiast dojechać do
miejsca przewężenia czy też oznakowania i tam dopiero wjechać. No i
jeszcze jedna kategoria - tych rzeczywistych cwaniaków, którzy jak
zobaczą, że ktoś wpuścił jeden pojazd to natychmiast próbują wjechać za
tym wpuszczonym lub wyprzedzić wpuszczonego i wjechać przed nim.
Dlatego ja jeśli jestem na przejezdnym pasie i znam teren wpuszczam przed
siebie dopiero przed miejscem przewężenia lub oznakowania i w miarę
możliwości tylko jeden pojazd, a jeśli jadę pasem kończącym się to
konsekwentnie dojeżdżam do miejsca jego końca lub oznakowania np.
przeznaczenia do jazdy w innym kierunku i tam próbuję wjechać zgodnie z
regułą zamka czyli nie pchając się za pojazd zjeżdżający na ten sam pas
przede mną a po wjechaniu na pas przejezdny nie puszczam przed siebie
kogoś, kto jechał za mną. To wszystko jest proste i działa. Wystarczy
tylko myśleć i przyhamować emocje. A wtedy nawet przy zwężeniu 3 w 1 cały
ruch może przejechać płynnie i spokojnie jak miałem kiedyś okazję
doświadczyć np. w centrum Berlina w godzinach okołopołudniowych. Czego i w
Polsce nam wszystkim życzę.
No nic dodać, nic ująć!
Podziwiam tyko, że chciało Ci się tyle pisać?
Zostawiłem cytat w całości, bo może komuś coś zostanie w jego tępym łbie i
będzie się nam wszystkim jeździło płynniej i mniej stresująco.